środa, 27 lutego 2013

Spacerując,

Spacerując dziś po ogrodzie Tuileries, rozmyślałam o tym, jak często antyczni bohaterowie są przedstawiani nago. Ciekawe, czy tak właśnie jawili się w wyobraźniach rzeźbiarzy minionych epok?

Cyncynat, dajmy na to, przechadzał się goły brukowanymi ulicami Rzymu, a członek jego swobodnie zwisał na widoku, przyciągając wzrok spragnionych wrażeń Rzymianek? Togę kazano mu założyć, bo obrażał obyczajność, ale nie zachowało się w pamięci, czy po zdjęciu togi nagi pozostał.

A przecież Cyncynat (na zdjęciu nagusieńki, jak go artysta stworzył) był wzorem cnót. Wprawdzie obywatelskich, które niekoniecznie muszą z obyczajnością się pokrywać. Ciekawe, co na jego golutki wizerunek powiedzieliby sarmaccy bracia szlachta. Ciekawe, jak na gołe uosobienie cnót obywatelskich zareagowaliby współcześni propagatorzy republikańskich idei w wydaniu konserwatywnym.

Toga smętnie zwisa Cyncynatowi z ręki. Zwisa także jego przyrodzenie. Miejmy nadzieję, że paryżanki reagują na niego, choć on na nie nie reaguje. 

wtorek, 26 lutego 2013

Jak dobrze

Jak dobrze pospierać się o to, czym jest reprezentacja, a czym pamięć. Szczególnie, gdy jedno pisze doktorat o jednym, a drugie napisało o drugim. 

niedziela, 24 lutego 2013

Aniołek z in vitro

Ksiądz-profesor – nie lubię tego złożenia. Zwłaszcza, gdy odnosi się do takiego aniołka.

Skoro jest takim ekspertem w genetyce i biologii, to może minął się z powołaniem? Boję się zajrzeć do tego podręcznika, do którego powstania sama się przyczyniłam.

Wygląda jak aniołek, retorykę stosuje iście diabelską. Nie chciałabym mieć z nim nigdy więcej do czynienia. Bezwzględny.

Dzieci poczęte dzięki metodzie in vitro – dowodzi ksiądz Longchamps de Bérier – mają bruzdę dotykową na twarzy. Bardziej jednak ufam słowom zamieszczonym tu, gdzie czytam, że
chodziło [mu] prawdopodobnie o wygląd dłoni z pojedynczą bruzdą, nazywaną w podręcznikach medycznych „małpią bruzdą”.
Księża do kościołów! – mam ochotę zakrzyknąć i dodać – edukacja, głupcze. 

„Najbliżej Ameryki położony skrawek Francji...”


Point du Raz. Zawsze tak określany.

http://en.wikipedia.org/wiki/File:Bretagne_Finistere_PointeduRaz15119.jpg
Bretania. Sprawia, że nie trzeba mówić. 
Tylko słuchać, tańczyć, czuć.  

sobota, 23 lutego 2013

Przednówek

Zmrożona ziemia wydaje na świat śnieg. Kontury rozmywają się we mgle, której nikt nie sprząta od listopada. Mgła leży warstwami, najstarsza, starsza, dzisiejsza, jutrzejsza. Bliskość i oddalenie tracą znaczenie: co bliskie jest dalekie, a co dalekie tego nie ma.

Oby przednówek okazał się dla nas łaskawy. Niech już przyjdzie Nauryz, utopmy Marzannę, cieszmy się odrodzonym życiem sztucznie niepoczętego jajka. Nasze zwątlone zimą ciała wydzielają ostatnie soki, by na dłoni wyrósł krokus.

Idzie wiosna, czuję ją w podeszwach zimowych butów. Czuję jej oddech dochodzący z wnętrza ziemi.

środa, 20 lutego 2013

Pi... pi...

Po cichuteńku powstało w ciągu godziny 6770 znaków. Rozkręcam się. Kręcę się. We właściwą stronę się toczę, literka po literce.

niedziela, 17 lutego 2013

Łagodność Wagnera, zdecydowanie Furtwänglera

Odkrywam łagodność Wagnera. Ulegałam, przyznaję się, stereotypom i doszukiwałam się w jego muzyce agresji, dominacji, nadludzkich mocy. W preludium do III aktu Śpiewaków norymberskich słychać jednak czułosć i własnie łagodność.



Dyryguje Wilhelm Furtwängler. Jeden z najwybitniejszych dyrygentów XX wieku wynegocjował z Goebbelsem dofinansowanie Berlińskich Filharmoników w zamian za udział orkiestry w propagandzie III Rzeszy. Nie wyjechał z Niemiec, jak wielu twórców. To wystarcza wielu, by go oskarżać o antysemityzm, popieranie nazizmu itd. Tymczasem...
Können Sie mir einen Juden nennen, für den Furtwängler nicht eintritt? 
– zastanawiano się w Ministerstwie Kultury w 1933 roku. Pytanie było zapewne efektem wymiany listów otwartych między Furtwänglerem a Goebbelsem z wiosny tego roku, zamieszczonych w „Berliner Tageblatt” 11 i 12 kwietnia.
Nur einen Trennungsstrich erkenne ich letzten Endes an: den zwischen guter und schlechter Kunst. 
Kto nie podpisałby się pod tym stwierdzeniem. Dzisiaj łatwo to uczynić, ale w 1933 roku, gdy Furtwängler odmówił dzielenia muzyki na czystą i nieczystą rasowo, broniły go jedynie jego autorytet i pozycja.



Być może jego samego i Żydów, za którymi się wstawiał, obroniło branie udziału w propagandzie nazistowskiej (Żydów częściowo: miszlingowie wprawdzie mogli grać w orkiestrze, ale stuprocentowe pochodzenie żydowskie równało się konieczności opuszczenia zespołu i, ostatecznie, emigracji). Utopijne to myślenie, że masy można zachęcić do muzyki klasycznej, organizując koncerty w fabrykach. To, zresztą, jeden z wielu przykładów pokazujących bliskość komunizmu i nazizmu – nie ideologii, lecz mechanizmów.

Furtwängler bronił Żydów, ale i jemu nie wpadło do głowy popieranie kobiet i ich uczestnictwa w orkiestrze symfonicznej – na marginesie zwracam uwagę, patrząc na homogeniczność orkiestry na drugim z zamieszczonych filmów. Różnie przebiegało przyznawanie praw mniejszościom i ciekawie byłoby się mu przyjrzeć; komparatystyczne badania nad tymi procesami na świecie w przypadku kobiet, Żydów, homoseksualistów, a w USA Afro-Amerykanów czy Indian jakoś nie utkwiły mi w pamięci. Bronił, to za duże słowo. Patrzył na sztukę, nie na pochodzenie.

Od łagodnego Wagnera do stanowczego Furtwänglera. I ja powinnam tą drogą, którą moje myśli poszły, podążyć. W zdecydowany sposób zabrać się za to, za co się nie zabieram.

PS. Polecam i polecam.

Szymon Goldberg. Skrzypce

Zasłużył na cztery akapity w polskiej Wikipedii. Pewnie dlatego, że wyjechał z Polski jeszcze jako dziecko. Nieco więcej uwagi poświęcają mu niemieccy redaktorzy Wikipedii.

W wieku 16 lat został koncertmistrzem filharmonii w Dreźnie; trzy lata później objął tę samą funkcję w Filharmonii Berlińskiej. Choć w czasie II wojny był internowany przez Japończyków w Indonezji, to u schyłku życia poślubił Japonkę i przeprowadził się z nią do Japonii. Tam zmarł, u stóp góry Tate. Od 2009 roku Miśnieńska Międzynarodowa Akademia Muzyczna w Dreźnie organizuje konkurs skrzypcowy im. Szymona Goldberga, upamiętniający postać patrona.

Biblioteka Kongresu bada skrzypce Goldberga, które wdowa po nim przekazała tej instytucji. Bada, ponieważ zaliczają się do najlepszych instrumentów na świecie. Wykonał je Giuseppe Guarneri, zwany del Gesú. Na jego skrzypcach grali Jascha Heifetz, Fritz Kreisler, Nigel Kennedy, Henryk Szeryng, Bartłomiej Nizioł, Paweł Kochański i właśnie Szymon Goldberg.

Historia instrumentów jest niekiedy równie fascynująca, co dźwięki, które można z nich wydobywać. Skrzypce Goldberga, „Baron Vitta”, na przykład – jak wieść niosła – miały być instrumentem bliźniaczym „ex-Kreislera” (należących kiedyś do Fritza Kreislera). Oznaczało to, że zostały wykonane z jednej deski. Okazało się to jednak nieprawdą, mimo niezwykłej zbieżności między drewnem wykorzystanym do budowy jednych i drugich.

Aaron Rosand, amerykański wirtuoz, sprzedał swoje skrzypce Guarnierego w 2009 roku za 10 mln dolarów. To najwyższa kwota uzyskana dotychczas za instrument muzyczny. Płakał, rozstając się z nimi. Należały kiedyś do Pawła Kochańskiego, zapamiętanego nie tylko z uwagi na jego talent muzyczny, lecz również dzięki temu, że wspomagał m.in. Karola Szymanowskiego w pracach kompozytorskich nad jego utworami skrzypcowymi.



Nagranie z 1957 roku. Nie ma szansy, że wykonane na tych skrzypcach (nabył je w 1958 roku). Za to Bartoka mógł nagrać na Guarnerim.



PS. Ciekawe: dlaczego Marcin Szymkowiak postanowił przyjąć pseudonim Szymon Goldberg

Metamorfoza

„Jestem w miejscu, w którym przejdę dziś metamorfozę” – czytam. Trzymam kciuki, by nie była to Kafkowska przemiana. 

sobota, 16 lutego 2013

Cisza między burzami


Po tym tygodniu marzyłam o wtuleniu się w ciepłą wodę na basenie.

Szum wody ustąpić musi szumowi myśli i stukotowi klawiatury.

Minęło moich pięć minut ciszy. 

czwartek, 14 lutego 2013

Noc


Dobrze tak, iść w noc, gdy mgła przesłania przyszłość, a lampy prowadzą donikąd. Dobrze.


A dokąd Ty chcesz iść, gdy mgła? 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Historyczna chwila


Czego Polak nie zrobił, to dokonał Niemiec. Odszedł. Cieszę się, że mogę to przeżyć, wydarzenie, o którym będzie się wspominać jako o przełomie.


sobota, 9 lutego 2013

Prze...

Przeszłość odeszła. Jakby jej nigdy nie było. Jest tylko teraźniejszość. Życie dzisiejsze.
Szczęście.

piątek, 8 lutego 2013

Ta radość „po”

To uczucie, gdy orientujesz się, że na konferencji jesteś jedyną, która nie ma prezentacji. Żadnych slajdów, żadnego prezi, nic a nic. Dupa zbita – myślisz - trzeba ich słowem wziąć.

Ta radość po wystąpieniu, gdy kilka osób po kolei podchodzi i wszyscy powtarzają to samo. Jak pani to zrobiła, żeby tak plastycznie wszystko przedstawić, bez prezentacji, bez obrazków? Jakim pięknym językiem pani mówiła.

Ta radość „po”. Ją lubię najbardziej w wystąpieniach publicznych.

czwartek, 7 lutego 2013

Pogoda i zapach (jak w Kazachstanie)

Śnieg nie zawsze przykrywa dziury w ulicach; zdarza się, że je wydobywa lub czyni z nich zasadzki na niefrasobliwych kierowców. Padający śnieg sprawa też, że miasto wygląda bajecznie, jak Ałmaty zimą lśniące w słońcu, Ałmaty, nad którym wznosi się końcówka łańcucha Tien-Szan, zawsze ośnieżona.

Kraków także prezentuje się dziś bajecznie, choć góruje nad nim jedynie Wawel, i tylko dziury oraz zapach palonych śmieci dochodzący z kominów domów mieszkalnych nieubłaganie sprawiają, że oba miasta są równie okropne. 

środa, 6 lutego 2013

Żabcia


Od kilku lat wiernie towarzyszy mi na pulpicie laptopa. Tego starego, włączanego raz na kilka tygodni. Za każdym razem cieszę się, gdy ją widzę.



wtorek, 5 lutego 2013

Radość, zobaczyć...

Przyjemnie mi, gdy okazuje się, że przypadkiem rzucona moja porada trafiła we właściwe miejsce. Dzięki temu na pewnej wystawie w Paryżu będzie także obraz Witkacego. 

Jelonek na USG


Patrzyłam, jak jelonek złożył głowę i już miał zasnąć, gdy coś go poruszyło. Czuję się jak matka podglądająca, co robi płód na USG. 

niedziela, 3 lutego 2013

„Z głową u artystów różne rzeczy się dzieją”

Janusz Olejniczak: W Polsce trudniej nagrać niepolską muzykę.
Magdalena Rigamonti: Chopina najłatwiej?
JO: Chopin otoczony jest pewnym kultem. Zresztą nie tylko w Polsce. Za każdym razem, kiedy jestem w Japonii nie mogę się nadziwić. Tam Chopin jest świętością.
MR: Pan też tam jest postacią kultową. 
JO: Oni prowadzą rankingi pianistów. Na pierwszym miejscu jest Artur Rubinstein. Ja mieszczę się w pierwszej dwudziestce. Tam też wychodzi tygodnik Chopin. Niesamowite. 
MR: A noga się podczas koncertów nie przydaje?
JO: Przydaje, bo trochę się nogą pompuje. Ale złamanie nogi nie musi być przyczyną odwołania koncertu pianistycznego. Są poważniejsze powody, na przykład natury psychicznej. Z głową u artystów różne rzeczy się dzieją. Niektórym idiocieje, innym woda sodowa uderza, a jeszcze innym stres nie pozwala grać. 

Improwizacja z nut, z Januszem Olejniczakiem rozmawia Magdalena Rigamonti. „Kalejdoscope”, 02/2013, s. 58–61, tu: s. 60. Wytłuszczenie moje. 

Niezwykle czuły pianista.

Czasem pomaga, czasem nie


Wyjazd.

Niekiedy powrót przytłacza. Wracam i widzę, że tu się nic nie zmieniło. Bałagan nadal panuje w tym samym miejscu i jedyną widzialną zmianą jest świeży śnieg lub pokłady topniejącego.

Tym razem wyjazd wzmocnił, zmobilizował. Oby tak pozostało do... następnego wyjazdu.

Łezka w oku (efekt sublimacji)



August Rodin, jeden z moich ulubionych. Ten uśmiech, ten nos, ten naleśnik na głowie!

sobota, 2 lutego 2013

Wyjazd służbowy

To duża radość słyszeć, że jest się dobrym w tym, co się robi. A jeszcze większa radość jest wtedy, gdy na targach podchodzi klient do stoiska i mówi, że nie musimy mu nic prezentować. Dobrze zna nas i nasze produkty, gratuluje i... to wszystko.

Jest sens tego, co robię. Moja praca przynosi ulgę w pracy innych. 

Bambetle

Wyjeżdżając z Paryża, mam tyle bambetli, jakbym spędziła tu miesiąc, nie sześć dni. Przez Paryż staję się konsumentką.