sobota, 25 lipca 2009

Więc tak...

– Więc tak można swobodnie patrzeć na kobiety – pomyślał Jakub, pochylając się ze skręconą głową w lewo na przejściu dla pieszych, niby to bacznie obserwując, czy przypadkiem nie nadjeżdża samochód – Warunkiem jest tylko to, by auto jechało powoli, a po mojej lewej stronie stała piękna kobieta, na którą normalnie nie mógłbym zerknąć – westchnął w duchu i postanowił natychmiast, że zacznie częściej chodzić w okolice uniwersytetu. Wprawdzie będzie się narażał oenerowskim bojówkom (jeśli wykryją, że bywa tam regularnie, obiją go w końcu), ale te chwile przyjemności, na najwspanialszym przejściu dla pieszych, z pewnością wynagrodzą potencjalne siniaki, a może nawet ubytek krwi.

Zerknął raz jeszcze na śliczną dziewczynę, która właśnie wysunęła lewą stopę na ulicę, nieznacznie uginając prawą nogę w kolanie, jakby już już szła. – Samochód się zbliża! – błyskawicznie przeszło przez myśli Jakuba i bezzwłocznie wyciągnął rękę, żeby powstrzymać ją przed – no właśnie, przed czym? – zastanowił się i spokojnie udał, że chciał poprawić zsuwający mu się z głowy kapelusz – przed samobójstwem? haha, piękne dziewczyny inaczej się zabijają; głupotą? może... – ale nawet jeśliby ją uratował, to zgubiłby siebie. Kara za dotknięcie chrześcijanki zmieniła się ostatnio, zaostrzyli przepisy, ale Jakub nie wiedział dokładnie, co by mu groziło. Starał się nie łamać praw. Z czystego koniunkturalizmu: sądził, że nie tylko będzie jemu łatwiej żyć, ale i jego braciom i siostrom. Mówił nieraz do nieostrożnych kolegów: – Zostawią nas w spokoju, jeśli będziemy się zgadzać na ich zasady, nie będą nas niepokoić, gdy przestaniemy im wchodzić w oczy – rzadko kiedy pojawiał się zatem w centrum miasta, nie przyczyniając się – lub też starając się nie przyczyniać – do zwiększania się nienawiści do Żydów, panującej w Krakowie, w Polsce, w Europie i na świecie. – Taki mój wkład w pokój na świecie – czasem mówił żartobliwie.

Samochód tymczasem przejechał i Jakub zmuszony został do wyprostowania głowy i spojrzenia na gmach uniwersytetu stojący naprzeciwko. Ruszył powoli w jego kierunku, ciesząc się w duchu na każdy kolejny raz, gdy będzie przechodził na tej zebrze.

jeansy

Wróciłam znowu do miasta,
gdzie słońce kreśli tatuaże
i szalem piaszczystym przykrywa
sklepików proste wiraże.

- Jeansy chcesz - mówiłeś do mnie -
niechętnie, bokiem słuchałam.
Muzyka już w uszach płonęła
i lira jedyna została.

- Jeansy chcesz - mówiłeś znowu
(a bardzo ciebie kochałam)
i w mieście, gdzie słońce nie sypia
jeansy o zmroku dostałam.

Alanya, 21/22.07.09

Lenistwo

Lenistwo, odsuwanie spraw na dalszy plan – myślę, że to mnie zabija.

Myślę, że to mnie zabije

Żale

Nic nie pisałam, za to dużo myślałam. Czuję, że się zapadam. Nie w siebie, jak mi się już niekiedy zdarzało. Zapadam się w jakieś nieokreślone nic. Odczuwam to, a towarzyszy temu przedziwna, zupełnie mi nieznana wewnętrzna szczerość. Jakbym teraz dopiero była w stanie przyznać się przed sobą samą do pewnych spraw. Jakbym teraz dopiero potrafiła zrozumieć wiele rzeczy. Jakbym teraz dopiero dojrzała.

Nawet w tej chwili, pisząc te słowa, czuję, że jestem nieszczera, że jest to element autokreacji, jedynie przed sobą samą. Ale to, że takie mam wrażenie, to jest już bardzo dużo. To znaczy, że mogę odkryć się przed sobą. Tak?

Zastanawiam się, o co mi w życiu chodzi. W czym jestem dobra, w czym mogę być mistrzem. Póki co, mistrzostwo osiągam jedynie w niszczeniu i psuciu wszystkiego, czego dotknę.

Nie chciałabym, żeby to, co mnie spotkało – takie szczęście – zostało znowu zniszczone. Nie umiem jednak inaczej działać. Poza tym, innego sposobu postępowania musiałaby też nauczyć się druga strona. A chyba nie chce. Słyszę tylko „z innej gliny jesteśmy ulepione” – to mi dźwięczy w uszach. I jeszcze „nie mam siły z tobą gadać”, „przestań tyle gadać”.

Przestałam. Nie mówię. Ale odbierane jest to jako moje obrażenie się. Źle robię. Wiem, że niedobrze postępuję. Nie wiem jak inaczej. Nie umiem. Brak mi woli. Uciekam. Zapadam się. To jedno z tych miejsc, w których osuwają mi się nogi.