czwartek, 31 sierpnia 2023

Wolę jechać

Kiedy jadę, droga wydaje się prosta. Pozbawiona zakrętów, a nawierzchnia jest idealnie gładka – jak pośladki niemowlaka. Wystarczy, że stanę, beton okazuje się chropowaty, patchwork łat na nim ujawnia przyrosty przedwyborcze, można prześledzić, przed którym głosowaniem zalewano dziury. W każdą z tych pozornie niewidocznych dziur wpadają moje stopy; przez cienkie sportowe podeszwy odczuwam wszystkie grudki, kamyczki, jestem jak królewna na ziarnku drogi. Na samej drodze wyrastają zakręty i nawet znak przed nimi nie ostrzega, bo po co znak, skoro droga wije się jak rzeczka, jak błyszcząca żmija, wygrzewająca się bezkarnie pośrodku. 

Droga wydaje się prosta, kiedy jadę, bo patrzę tylko w dół, jedynie przez rzęsy, od czasu do czasu, rzucając okiem w przód. Każda droga podzielona na odpowiednio krótkie odcinki będzie prosta, bez zakrętów, bez wyczerpujących podjazdów. Każdą drogę dzielę na odpowiednie krótkie odcinki, żeby nie widać było na niej zakrętów, wyczerpujących podjazdów, ale... 

Ale gdy się zatrzymuję, nogi wtapiają się w niewidoczne wyrwy, betonowe łaty oblewają stopy i zatrzymują mnie w miejscu tak długo, żebym w końcu zobaczyła całą drogę przede mną: krętą, pełną dziur. Nawet zamknięcie oczu nie pomaga; co z oczu, to w umyśle się odtwarza. 

Wolę jechać, w biegu, w biegu, biegiem... 



czwartek, 24 sierpnia 2023

Wszystko jedno

Babcia, zapytana, czy życzy sobie kawę, czy herbatę, machała zawsze ręką i odpowiadała: „Wszystko jedno”. Przeciągała przy tym „eee” w drugim słowie tak długo, aż machająca ręka całkiem opadła. 
Jeśli jednak ktoś podał jej herbatę, babcia wszczynała małą awanturę. Jak to, herbata, dla niej? Herbata? Dla mnie? Przy czym słowo „herbata” wyraźnie dzieliła na sylaby.

Ta osoba nigdy więcej nie odważyła się babci podać naprawdę „wszystko jedno”, a „wszystko jedno” stało się określeniem kawy na całe lata.

Jakoś jeszcze nie jestem na etapie, gdy mogę spokojnie odpowiedzieć „wszystko jedno” i będzie wiadomo, o co mi chodzi. Ciągle nie jest dla innych oczywiste moje wszystko jedno. 


czwartek, 17 sierpnia 2023

Jak w niebie (gdzie są niegdysiejsze śniegi)

Przyjechali do Polski, a wyglądali, jakby wybrali się na Syberię, w samym środku zimy. 

Obaj mieli kurtki armii amerykańskiej, takie, jakie marines noszą w czasie ćwiczeń na Alasce. Kupili je specjalnie przed tym wyjazdem. W przedpokoju zdjęli buty, ocieplane prawdziwym futrem króliczym. Poprosili o herbatę. Po kilku łykach zaczęli się rozbierać. Na początek swetry – ciepłe szetlandy bez wzorów. Potem koszule flanelowe, które najpierw wyjęli ze spodni, potem rozpięli, a na końcu zdjęli. Spod koszul wyłoniły się identyczne koszulki z długim rękawem, z serii narciarskiej, ogrzewające i zakrywające nerki (także nowy zakup, specjalnie na przyjazd do Krakowa).

Pili herbatę i opowiadali, jak ciepło było w pociągu – nie do zniesienia – a przecież podróżowali międzynarodowym pociągiem, w międzynarodowej temperaturze, akuratnej – dziwiła się. Poprosili o ciasteczka – nie dostali, bo ciasteczek nie było. Następnego dnia przynieśli ciasteczka „do herbaty”. 

W końcu jeden z nich, odważniejszy chyba, powiedział, że czas na zdjęcie spodni. Drugi ochoczo się poderwał i rozpiął pasek, guziki rozporka. Obróciła głowę, bo mężczyzna zdejmujący spodnie to jednak intymna sytuacja. Gdy ponownie na nich spojrzała, stali naprzeciwko, jeden w różowych, drugi błękitnych kalesonach.

No, teraz mam szansę poczuć się jak w niebie – pomyślała i uśmiechnęła się. Mężczyzna w kalesonach, nawet różowych czy błękitnych, ma jednak niewiele wspólnego z aniołem.

Następnego dnia stopniał śnieg, przyszła typowa krakowska styczniowa odwilż i co śmielsze krakowianki chodziły w rozpiętych płaszczach, a romantyczni krakowianie sadzali je na ławkach nad Wisłą, żeby pod te płaszcze wkładać ręce. Gościom z Francji do końca pobytu nie udało się już założyć kalesonów. Nie zobaczyli także wymarzonych białych niedźwiedzi na ulicach Krakowa; najbliższy biały niedźwiedź okazał się dostępny dopiero w Zakopanem, dokąd wybrali się w poszukiwaniu chłodu, a gdzie znaleźli tylko niegdysiejsze śniegi. 




czwartek, 10 sierpnia 2023

Langsam aber sicher (oddychaj)

Langsam aber sicher to nie jest dokładnie to samo, co spiesz się powoli, ale sens niesie ten sam. Rób powoli, jeśli chcesz, żeby wyszło. Jeszcze inaczej wyrażał to mój profesor od fletu: jak zagrasz powoli, to zagrasz też szybko. Często zabraniał mi grać szybko, nawet jeśli to „szybko” oznaczało „w prawidłowym tempie”. Chodziło o to, by dany fragment (albo nawet cały utwór lub jego część) wyćwiczyć do tego stopnia powoli, by potem nie zauważyć zmiany tempa na szybsze. 

Chyba znajomość języków i polskich powiedzeń kuleje, bo mało kto dzisiaj się spieszy powoli, by wykonać coś porządnie.
Przeciwnie, na każdym kroku widzę, jak wszystko ma być szybko, natychmiast, na przedwczoraj... Nie ma czasu na zastanowienie, przemyślenie podejścia, nie ma czasu na oddech – tak ważny także dla mojego profesora od fletu. 

Zanim zaczniesz utwór, zanim ten pierwszy dźwięk zabrzmi, weź oddech – tak też mówił. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, bo przecież na flecie, żeby wydobyć dźwięk, trzeba nabrać oddech. Naaaaabrać oddech. Dosłownie, wcisnąć tyle powietrza, ile tylko się da, w płuca, maksymalnie rozszerzyć żebra, oprzeć na przeponie, przygotować słup powietrza tak, by dać instrumentowi dokładnie tyle, ile trzeba, żeby ten dźwięk zabrzmiał, żeby zabrzmiał tak, jak ma brzmieć. Dopiero teraz, po latach, rozumiem, co miał na myśli – i wcale nie w odniesieniu do gry. 

Image by fanjianhua on Freepik

Zanim zaczniesz coś robić – weź oddech. Powoli, powoli, lecz z pewnością. Nawet jeśli powoli, to z gwarancją powodzenia, bo zastanawiasz się nad tym, co robisz. Spiesz się powoli. 

Jeżdżę szybko, lecz ostrożnie kłóci się z langsam aber sicher. Wolę jednak powoli.



czwartek, 3 sierpnia 2023

Ślimaki i życie

Można się ślizgać po wspomnieniach, można się ślizgać po ulicy Floriańskiej. Można się też ślizgać po ślimakach, których mnóstwo wypełzło na chodniki. 


Te gołe, bezskorupkowe ślimaki, mają dwie komórki nerwowe mózgu. Człowiek, dla porównania, ma jakieś sto miliardów takich komórek. W gąszczu naszych neuronów giną czasem informacje, które są istotą pracy mózgu ślimaka. Pierwsza z jego komórek daje znać, że jest głodny; druga zawiadamia, że pożywienie jest dostępne lub nie. Jeśli nie jest dostępne, pierwsza się wyłącza, żeby oszczędzać energię. 

Gdybyśmy tylko mogli skupiać się na tak ważnym zagadnieniu, zamiast popełniać różne życiowe głupoty! Gdybyśmy tylko mogli oszczędzać energię i przeć uporczywie do przodu, wyłączywszy ileś neuronów... Gdybyśmy tak umieli, moglibyśmy prześlizgiwać się przez życie jak ślimaki. „Jesteś głodna!” – krzyczy jedna z moich komórek nerwowych. „If no food, turn off system” – reaguje druga. I ślizgamy się dalej, do przodu, do przodu, na chodniku pozbawionym trawy, nie marnujemy czasu na żadne dystrakcje, robimy swoje. Tu odrobina śluzu, tam przejście przez dżdżownicę, jeszcze gdzie indziej, oj, nieszczęście, ktoś wdepnął w ślimaka. System down. 

Badania nad tymi dwiema komórkami wspierają rozwój robotyki: jak zoptymalizować działanie, by przy najmniejszej liczbie elementów nadal funkcjonować. Mimo naszych stu miliardów neuronów odnoszę wrażenie, że większość ludzi używa nie więcej niż dwóch, ale nikt nie zoptymalizował ich działania, niestety. 

Żaden ślimak nie ucierpiał przy powstawaniu tego tekstu. Wszystkie ślimaki albo spokojnie przeszły na drugą stronę chodnika, albo zostały rozjechane/rozdeptane wcześniej. Dżdżownica jest cichą bohaterką drugiego planu, tekstu – nie zdjęcia.