poniedziałek, 30 lipca 2012

Zdziwiony Pan Horowitz



Podniesione brwi to zdziwienie? Mam nadzieję. Zdziwienie, że „mam 84 lata i gram”. Zdziwienie, że Mozart ciągle pod palcami żywy. I te ręce spokojne, jak dłonie radioterapeuty, tylko spod nich płynie spokój w nuty ubrany.

Kocham Pana, Panie Horowitz. Dziękuję. 

Ziewam

Ziewam. Cisza. Chyba wszyscy śpią. Nawet przechodnie, zbiegiem okoliczności idący moją ulicą, gdy zasypiam, gdy naprawdę zasypiam, schowali się.
Moja bezsenność znowu się obudziła. Oprzytomniło ją skończenie zadania tak samo, jak zwykle usypiała ją praca.
Pierwsza strona - ziew, druga - zieew, trzeciej zazwyczaj towarzyszyło chrapanie.
Ziewam, lecz nic z tego ziewania nie przyjdzie dzisiaj. Mogę równie dobrze liczyć ziewy i dojść do setki. Czwarty ziew. O 6.30 pobudka, gimnastyka. Ziew piąty. O 7.00 kawa.
To już za moment. Tymczasem moja bezsenność leży obok mnie, jak niechciana kochanka. Usiłuje na siebie zwrócić uwagę. Ziew piętnasty i szesnasty.
Dwudziesty ziew. Odkładam komórkę. Lekarz radził. Ten sam, który na mobbing polecał pić melisę. Ziewam, po melisie szczególnie.
Dobranoc. Ziew sześćdziesiąty siódmy.

niedziela, 29 lipca 2012

Jezus i Isia

Naród w żałobie, bo cud, który był w garści, nie stał się ciałem. Mimo wyznania wiary na korcie uczynionego.

Wyznanie wiary na korcie. Źródło: twitter.

Wiara wiarą, a nogi nogami. Nie wiem, co by na tę prośbę powiedziały siostry zakonne noszące jednak (mimo równie młodego nieraz wieku) długie, przyzwoitsze sukienki.

Nagłówek artykułu. Źródło: sport.pl,
wyb. mariw, 27.07.2012, 8:48, aktualizacja 27.07.2012, 17:51.
Treść artykułu. Źródło: sport.pl,
wyb. mariw, 27.07.2012, 8:48, aktualizacja 27.07.2012, 17:51.

Tak oryginalnie wyglądał strój kobiet, reprezentantek RP, na inaugurację olimpiady.

Zdjęcie z artykułu: chodziarka Paulina Budziak.
Źródło: sport.pl, wyb. mariw, 27.07.2012, 8:48, aktualizacja 27.07.2012, 17:51.

A tak wyglądała sukienka Isi. 

Zdjęcie zamieszczone w artykule: Jakuba Ciastonia, Radwańska dla Sport.pl,
Ceremonia fajna, choć nie wszystko widzieliśmy,
Źródło: sport.pl, 28.07.2012, 16:31, aktualizacja 28.07.2012, 16:31.

Media donoszą, że to „Kraków stracił szansę na medal”; trudno się z tym zgodzić. Szansę pogrzebała swoim nieprzyzwoitym strojem sportsmenka. W mieście papieża to się nie godzi.  

Nagłówek artykułu. Źródło: sport.pl,
szop, 29.07.2012, aktualizacja 29.07.2012, 15:35. 

Jak taka fenomenalna, to dlaczego nie jest wyżej w rankingu WTA? Jest 24 (słownie: dwudziesta czwarta). 

Treść artykułu. Źródło: sport.pl,
szop, 29.07.2012, aktualizacja 29.07.2012, 15:35.

Niemniej jednak jest to sensacja, która zasługuje na czerwoną aplę na stronie gazeta.pl. Dziwię się, że nie na czarną.

Strona główna gazeta.pl.

Wszystko przez tę za krótką spódniczkę. Jezus nie lubi wyzywających strojów. Nie trzeba było skracać. 

sobota, 28 lipca 2012

Gdy patrzę w noc...

Gdy patrzę w noc, wyciągam do niej rękę, słucham jej obietnic i chwytam myśli, które mi poddaje.

Ścieram dłonią chmury z nieba, jak szron z okna.

Im czystsze niebo, tym jaśniejsze myśli.

Nocne myśli nigdy nie są ciemne.

czwartek, 26 lipca 2012

...

Standing, kurwa, party.

Imieniny

Wydawało mi się przez moment, że powinna do mnie zadzwonić jeszcze babcia. Wyliczałam w myślach: mama, tata, brat, ciocia, kuzyn dzwonili i brakowało mi na końcu tej listy babci.

Po dłuższym zastanowieniu doszłam do tego, dlaczego babcia nie zadzwoni. Zmarła w 2006 roku. 

środa, 25 lipca 2012

Marność

Obsypano mnie dzisiaj trzema porcjami marności. Ludzkiej marności, finansowej marności, a na koniec marności zepsutego zamka, blokującego mi wejście do domu.

Co jeszcze?

Na zimnych, kamiennych schodach rozmyślam o chciwości ludzkiej, która popycha do czynów ohydnych. Mnie zaś skazała na siedzenie na zimnych, kamiennych schodach.

wtorek, 24 lipca 2012

Zdenerwowanie

W zdenerwowaniu umyłam łazienkę, przygotowałam pranie, przed odkurzaniem powstrzymał mnie przypadkowy rzut okiem za okno, gdzie już ciemność zapadła.

Kobieta


poniedziałek, 23 lipca 2012

Hirara

Wczorajszy spacer po krakowskim zoo przysporzył mi wiele radości, a mojemu towarzyszowi sporo wstydu. Tupałam z radości, gdy kameleon zwinnie chwytał językiem owada, piszczałam, widząc ocierające się o siebie wielkie koty, a gdy z daleka dostrzegłam strusia i tapira, wyciągnęłam rękę i galopem do nich podbiegałam, głośno krzycząc: „tapir, tapir, jaki ma nos, jaka trąba” lub „struś, struś, ma jajo, patrz, ma jajo”.

Najwięcej czasu spędziłam przy moich ukochanych flamingach, które niezmiennie mnie zachwycają urodą, zgrabnością, delikatnością swoją. Fenka usiłowałam namówić do obudzenia się, bo, zwinięty w kłębuszek, tylko raz wystawił oczy i na mnie popatrzył, lekko ruszając uszkami. Mówiłam więc do niego najpierw „taś taś”, a potem „cip cip”, bo uświadomiłam sobie, że to za kurami biegają lisy, nie kaczkami, a fenek to przecież lis. A fenek nic, spał.

Poznałam wreszcie nową moją miłość zwierzęcą: hirarę. Tym samym dołączyła ona do wielkiej trójcy (flamingi, tapiry, fenki). Zachwyciła mnie jej zręczność i zwinność, z jaką poruszała się po konarach. Piękno jej futra, błyszczącego, zapewne szorstkiego, ale, jak podejrzewam, bliskiego jamnikom.

Hirara jest mądra; planuje. Potrafi robić zapasy: zbiera owoce jeszcze niedojrzałe, które później zjada, gdy odpowiednio dojrzeją. Doniesienia o pierwszym zwierzęciu potrafiącym planować (szympans w jednym z bodajże niemieckich zoo, który zbierał kamienie, by następnie, po przyjściu zwiedzających, rzucać nimi w nich) są więc, jak każda kaczka dziennikarska, mocno przesadzone; hirara jest organizatorem swojego żywienia i dzięki tej umiejętności, nie brakuje jej pokarmu w chwilach, gdy owoców, ani dojrzałych, ani niedojrzałych, nie ma już na drzewach. Mam wrażenie, że ta jej cecha, stawia ją wyżej niż wielu ludzi, pozbawionych zdolności planowania.

Ma przepiękne ubarwienie; głowę i początkowy fragment tułowia ma rudą lub rudo-żółtą (złotą), a resztę ciała bardzo ciemnobrązową lub wręcz czarną. Migocze się jej futro w świetle słońca, promyki odbijają się i hirara błyszczy, jak gwiazda - nie ta z nieba, lecz ta z Las Vegas, estradowa. Chciałabym zobaczyć, jak hirara pływa; ma tak opływowe kształty, że z pewnością robi to przepięknie, z gracją. Niestety, w krakowskim zoo nie ma jeziorka, w którym mogłaby się wypluskać. Umożliwiono jej tylko wspinanie się po drzewach.

Największą jednak niespodziankę sprawił mi @rk202, który zaklinał się, że pamięta hirarę z książek Arkadego Fiedlera. Ten pisarz i podróżnik ocalił życie hirarze (a ja go nie lubiłam...), co pięknie zostało opisane. Najwspanialsze słowa są na końcu:
Dzika hirara, która w szaleńczem opętaniu walczyła o swoją wolność, aby wreszcie, poraniwszy strażników, sama skrwawiona, z przetrąconym grzbietem, uciec wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu - obudziła ludzką normalną reakcję w prostym pomocniku podrożnika, Estanislao, który porwał strzelbę i wymierzył do uciekającego zwierzęcia. Ale Fiedler podbił strzelbę, "gdyż trzeba szanować szaleństwo". 
Skazał ją na śmierć, ale śmierć nie wymierzoną przez człowieka, lecz śmierć, którą sama wywalczyła. Dzięki temu opisowi zrozumiałam, skąd we mnie poczucie więzi z hirarą. Ja jestem hirarą. Wprawdzie nie tak zwinną, zgrabną, ale tak szaloną, tak walczącą o wolność, szamoczącą się, poświęcić wszystko, gotową zginąć nawet, byle być wolną.


Bardzo hermetyczny dowcip z pracy

Ja: Gdy się to wszystko skończy, będę wrakiem człowieka. Wrakiem!
Ona: A ja stanowiskiem archeologicznym!

[Przy pracy nad planowaniem systemu katalogowania obiektów archeologicznych.]

sobota, 21 lipca 2012

Życiowy dramat

On: Mam ochotę obejrzeć jakiś dobry, życiowy dramat.
Ona: Wyjdź na ulicę.


Dziękuję twitterowi za inspirację i współpracę :)

czwartek, 19 lipca 2012

Ćwiczenia z oddychania projektem (dla N.)

Odrobina powietrza
Oddech
Fragment myśli
Wydech


Odrobina powietrza
Oddech
Fragment myśli
Wydech

Odrobina powietrza
Oddech
Fragment myśli
Wydech

Spojrzenie
Oddech
Całość
Wydech

Poza pętlą
Oddech
Spojrzenie
Wydech

Projekt
Oddech
Spokój
Wydech

środa, 18 lipca 2012

Tak późno, jest tak późno

Siedzisz w miękkim fotelu. Zaczytałeś się. Bije północ, ręka spada z oparcia. Dlaczego tak szybko robi się tak późno? 

wtorek, 17 lipca 2012

Ulica

Nie wiem, gdzie się kończy i gdzie zaczyna ta ulica, którą mam iść. Stoję w początku i końcu jednocześnie. Gdy zrobię krok, ona też go wykona. Jak ruchomy chodnik, niesie mnie ku przyszłości.

Gdzie jest twoja ulica? 

poniedziałek, 16 lipca 2012

Marzę (mieszkanie)


Marzę o tym, by zmienić coś w mieszkaniu. Marzę o tym, by przestawić kilka mebli. Marzę o tym, by posprzątać przestrzeń wokół siebie.

Tymczasem posprzątałam w szafie.

Przy sprzątaniu marzyłam...

Poniedziałek: pokruszona lampka rowerowa (tylna)

Nic szczególnego się nie wydarzyło. Senny poniedziałek, którego nie potrafi dobudzić nawet czwarta kawa: ręce po niej drżą, ale umysł ziewa nieprzerwanie. Nic szczególnego.

Na przejściu dla pieszych widziała pokruszoną lampkę rowerową. „Chyba tylna” – pomyślała. Szła dalej,  na skrzyżowaniu minęła wóz drogówki. Policjantka zastanawiała się, czy kierować ruchem, czy poprawiać zmierzwioną grzywkę. „Pomarańczowa, pewnie tylna” – wróciła do poprzedniej myśli i kątem oka zobaczyła, że Włoch w ulubionej pizzerii ma zamknięte. „Aha, poniedziałek” – przypomniała sobie. „Poniedziałek, nic dziwnego, że był wypadek”. 

Cena dzieła sztuki

Niewyobrażalnie dużo pieniędzy. Niewyobrażalne dzieło sztuki. Warte jest tyle, dlatego że jest tyle warte? Czy warte jest tyle, bo tyle się za nie chce zapłacić? "Dramatic bidding battle" - czytamy w artykule na temat aukcji. Wygrał uczestnik telefoniczny, czyli nie odbyły się zapasy aukcyjne na sali.


Zaryzykuję: tego rodzaju dzieło sztuki jest albo kupowane dlatego, że to sztuka (ciągle) współczesna i jej wartość nadal rośnie, albo też dlatego, że nikt w zasadzie nie rozumie tego obrazu, a jednocześnie dostrzega w nim piękno wyższe. Nie potrzebuje rozumieć symboliki, znać sensu, widzi tylko dziecięce niemal bazgroły. Ogarnia go sentyment, liczy kasę i... licytuje.

Szczęśliwi, którzy mogą takie "bazgroły" powiesić sobie nad łóżkiem. Niewyobrażalne dzieło sztuki w sypialni, gabinecie czy innym, równie prywatnym miejscu, gdzie, za przeproszeniem, można się intymnie nim jarać. Trudno wyobrazić je sobie w takim kontekście. Dzieło sztuki należy do sfery publicznej. Muzeum.

Czy prywatny gabinet jest muzeum? Czy przestrzeń miejska jest muzeum? Gdzie jeszcze mamy do czynienia z dziełem sztuki i z muzeum? Jak zawsze, wszędzie, gdzie piszę, w końcu, nieuchronnie, dochodzę, czasem człapiąc, czasem skacząc, do muzeum...

PS Polecam obejrzenie zdjęcia z aukcji w większym rozmiarze. Jego niezwykłe piękno polega na połączeniu skrytych w szarości asystentów galerii z intensywnym błękitem obrazu Joana Miró. Uśmiech na twarzach asystentów - jestem przekonana o tym - wywołał obraz tego artysty. Czy da się patrzeć na jego dzieła, nie uśmiechając się? Choćby wtedy, gdy się trzyma w rękach prawie 37 mln USD?
PS2 Mogłabym przyjąć słowa Miró jako mój prywatny manifest życiowy: "Tym, czego nie zamierzam dłużej akceptować, jest mierne życie skromnego małego dżentelmena" (za Wikipedią).

Spacer

45 minut marszu dobrze robi. Do norbertanek i z powrotem. Jak Bilbo, tylko mniej przygód.


PS Szybkie chodzenie w jedwabiu - zepsucie mnie ogarnęło. 

niedziela, 15 lipca 2012

Walizka

Spakowałam walizkę, która waży piętnaście kilo. Dokładnie tyle mniej. Przy dziesięciu mniej odważę się ją otworzyć. Mam jeszcze jedną taką walizkę do spakowania.

Na bogów! Jeśli zmienię, to będę gubić kilogram po kilogramie... 

piątek, 13 lipca 2012

O wyższości mężczyzny nad kobietą

Ostatecznie, dzięki debacie o in vitro, udało się zakończyć spór o wyższości mężczyzn nad kobietami, taką właśnie konkluzją. W uzasadnieniu sięgnięto do pojęcia „ojcostwa” i „macierzyństwa”. O ile – dowodzono – mężczyzna jest ojcem cały czas, bez przerwy produkuje potomków, ukrytych przez nędznych naukowców pod nazwą „spermy”, o tyle – kontynuowano – kobieta jest matką tylko raz w miesiącu, gdy pojawia się jajeczko. Rodzice pół-ludzi mają więc jedną szansę na miesiąc, by ich dziecko mogło spotkać drugą połówkę. 

Nadanie tytułu

Sir James Galway:

All in all, this was one of the greatest days in my career - in my life, in fact. I felt as if I'd been put in a different category: I was no longer Mr. Galway; I was Sir James. An honor of this sort is not like a doctorate, for example. It signifies that my entire life's work, all of my services to music, have been recognized by the British Crown*.

Czyli, de facto, taki mega doktorat honoris causa.

* J. Galway, L. Bridges, The Man with the Golden Flute, Wiley and Sons: New Jersey 2009, s. 20. 

środa, 11 lipca 2012

Szpilka i dupa

Potrzebuję szpilki, żeby mi się w dupę wkłuwała. natychmiast.

Co mogłoby taką szpilką być, stymulującą do pracy?

wtorek, 10 lipca 2012

Dzieło sztuki

Dzieło sztuki ma dwa wymiary: czas i wartość artystyczną. Pierwszy można mierzyć w minutach lub wiekach - da się go w miarę precyzyjnie określić (nawet jeśli zostanie podany nieprecyzyjnie, np. pierwsza połowa II wieku p.n.e.). Drugiego nie da się ująć w sztywne ramy wartościowania, a nawet określić dość luźno: słabe, dobre, wybitne.

Inaczej nie można oceniać dzieła sztuki; hipopotam z Egiptu, pochodzący z okresu wczesnodynastycznego, wykonany dziś miałby artystyczną wartość pamiątki z obwoźnego sklepiku na bazarze w Kairze (podobnie jak jego bracia, skarabeusze, najpowszechniejsze robactwo na tym bazarze). Jego prawdziwą wartość nadaje mu czas: datuje się go na 3100-2649 p.n.e. (MET Museum) lub 3100-2686 p.n.e. (polska Wikipedia). Każdy rok kosztuje... nie wiem, ile. Nie chcę wiedzieć. Wolę myśleć, że ten hipopotam jest bezcenny.


Każdy przedmiot, każde dzieło sztuki, pochodzące z odległej przeszłości pokazuje mi jasno, kim jestem i skąd się wywodzę. Jestem Człowiekiem. Artystą. Twórcą. Moje korzenie tkwią w sztuce.


Zdjęcie pochodzi z profilu MET Museum na Facebooku. 

Kobiecy punkt widzenia

Rozłażę się
i nie mam jak się w sobie zebrać.
Deprecha
dopada mnie, gdy w lustro zerkam.


By się nie rozpaść całkiem, 
dopijam wina szklankę
i biorę ciasne ciuchy
choć krępują mi ruchy.


Podkoszulek
obcisły wkładam, wąskie spodnie.
Wygodnie
nie będzie, za to modnie.


Kobiecy punkt widzenia
może
rzeczywistość zmieniać.
Kobiece postrzeganie
nigdy
nie będzie wyświechtane.


Rzeczywistość
za bardzo mnie przerasta.
Niewiasta:
but wkładam na obcasach.


Gdy jestem trochę wyższa,
prozak do kosza ciskam,
zmniejszają się kłopoty,
spokojnie zacznę ploty.


Realia,
gdy wyżej trzymam głowę, 
są nowe,
proste, bezproblemowe.


Kobiecy punkt widzenia
może
rzeczywistość zmieniać.
Kobiece postrzeganie
nigdy
nie będzie wyświechtane. 


Lato 2010 roku to było inne życie. Tekst miał być piosenką dla pewnego startującego zespołu; nie wyszło... Obcasy zatem czy tenisówki?

Zmiana

Zmiana nadeszła. Po zmianie wszystko jest inne.

Nic więcej nie trzeba.

Niech więc nadejdzie.

Prostota

Idę ku prostocie. Powoli. Nieuchronnie. Kolejny dowód?

Zakładałam do pracy piękne buty: na obcasie, eleganckie szpilki, sandały, śliczne japonki, obłędne paryskie... I nic.

Założyłam dziś trampki ze stambulskiego bazaru, kupione w chwili zwątpienia w możliwość obejścia całego miasta (!) na obcasach, gdy udało mi się urwać z konferencji. Najpierw pytanie: "Conversy? Nie? I tak super. Kolor świetny". A potem okrzyk: "Ania, jak ci ładnie w tenisówkach!".

Idziemy w prostotę. Na palce trzeba się wznosić samodzielnie, bez pomocy obcasów.

niedziela, 8 lipca 2012

piątek, 6 lipca 2012

O poranku

Padało
Noc całą
Zachlapało

Kierunki nocy


Noc także ma swoje kontynenty.

Jest Noc Środkowa, w której wszyscy już śpią i świat trzęsie się w rytm chrapnięć.
Noc Wschodnia nastaje o świcie – to granica nocy i dnia.
Gdzie kończy się dzień, zaczyna się Noc Zachodnia.
Północna Noc to noc duchów, kraj zaświatów.
Jest też Noc Południowa, tropikalna noc bezsenna.

Noc jest jak świat. Pełna kontynentów. 

Upał i noce

W czasie upałów nie można marnować chłodniejszych nocy.
– Na co marnować?
– Na nieżycie.

czwartek, 5 lipca 2012

Flet (przy okazji słuchania sonat Bacha w wykonaniu E. Pahuda)

Boski. W każdym calu. W każdej materialnej i niematerialnej cząsteczce człowieka. Bach i Pahud. Obaj są boscy.

Przez pewien czas wydawało się, że Jean-Pierre Rampal i James Galway wyczerpali temat gry na flecie i interpretacji. Obaj perfekcyjni technicznie, muzycznie wzbijający się ponad chmury uniesień. I wtedy pojawił się on. Emmanuel Pahud.

Pierwszy raz usłyszałam go wykonującego koncert G-dur W.A. Mozarta z Berlińskimi Filharmonikami, których jest pierwszym flecistą (wstąpił w ten sposób na tron okupowany niegdyś przez J. Galwaya*). Choć siedziałam na miejscu za 10 euro, za puzonami bodajże, to wiedziałam, że to moja nowa miłość.

Teraz słucham sonat Bacha na flet i klawesyn, interpretowanych wraz z Trevorem Pinnockiem. Trudno mi wyobrazić sobie lepszy duet do tej muzyki. Sonaty te, choć nie są szczytowym osiągnięciem Bacha, to jednak mają, patrząc na nie łącznie, wszystkie elementy jego twórczości: siłę wyrazu, elementy techniki kompozytorskiej, piękno melodii i mocne brzmienie polifoniczne. Pozwalają na techniczne wykazanie się solisty-flecisty, z lekkim niedocenieniem klawesynisty, odtwarzającym w większości przypadków dość prosty akompaniament. Niemniej jednak są piękne, a miejscami porywające i wzruszające.

Zachwycam się interpretacjami tego flecisty i zachwycam się nim. Boski. Nie, nie, Bach tak boski nie jest.

Dla porównania przepiękna sonata nr 2 na flet i klawesyn g-moll w wykonaniu wszystkich trzech panów. To nie tylko bitwa trzech flecistów, ale i przyjrzenie się, jak zmienia się gust wykonawczy, technika gry, interpretacja nut** i podejście do samego Bacha w zależności od wieku i pochodzenia artysty.



Cała sonata; nagranie niestety nie najlepsze, co wpływa na jakość dźwięku. Mnie jednak najbardziej przypada do gustu właśnie ta interpretacja. Podoba mi się to, że nie wydziela każdej nuty staccato (pierwsza część), co w późniejszych nagraniach pozostałych dwóch panów już stało się zasadą. Taki Bach jest dla mnie bardziej frywolny, nie tak poważny, jak w niektórych miejscach wykonania Pahuda; jest rozrywkowy, ale w dobrym, francuskim, stylu. 



Niestety, ta sonata urywa się w pewnym momencie, nie posłuchamy nawet całej pierwszej części. 



Dwie pierwsze części sonaty. Przepięknie prowadzona melodia w drugiej części, napięcie trzyma się do końca frazy - norma - ale odnosi się wrażenie, że emocje jeszcze nie opadły i dźwięk trwa nadal.

* Jest niezwykłe nagranie IV Symfonii J. Brahmsa właśnie Berlińczyków z tego okresu, gdy pierwszym flecistą był J. Galway. Domyślam się, że to on gra solo w czwartej części.
** Polecam także zapoznanie się z nutami tej sonaty, dla czytających w tym języku.

PS Przy okazji wyskoczyło mi "kilka" książek poświęconych fletowi, grze na flecie, flecistom. Dlaczego by ich tu nie zebrać? Może kiedyś uda mi się je wszystkie przeczytać?

Linda Bridges, James Galway: The Man With a Golden Flute (biografia)
Yehudi Menuhin Music Guides: James Galway, Flute
Jean-Pierre Rampal, Musique, ma vie (wspomnienia)
Edward Blakeman, Taffanel: Genius of the Flute (ileż ja przepłakałam godzin nad etiudami Taffanela...)
Johann-Joachim Quantz, On Playing the Flute (bez Quantza nie byłoby fletu takiego, jakim go znamy)
Theobald Boehm, The Flute and Flute-Playing in Acoustical, Technical and Artistic Aspects (Boehm dokończył to, co zaczął Quantz)
Ann, McCutchan, Marcel Moyse: The Voice of the Flute (etiudy Moyse'a, bez komentarza: gryzienie dywanu z nerwów)
Nancy Toff, Monarch of the Flute: The Life of Georges Barrère (gdyby nie on, nie byłoby Density 21,5 E. Varèse'a)

PS2 Wiem, wiem, że recenzja muzyczna nie polega na eksponowaniu "wzruszenia" i "emocji", ale cóż ja poradzę, że właśnie to mnie najbardziej przejmuje w muzyce?

PS3 Właściwie dlaczego nie zamieścić tu samego Density 21,5?



Świetne, świetne wykonanie Philippe'a Bernolda (też lubię go, bardzo bardzo!), z towarzyszącym mu mimem, Guerassimem Dichlievem.

PS4 Wszystkich, którzy kochają muzykę, zachęcam do obejrzenia filmu o E. Pahudzie:


Część I (pozostałe uprzejmie proszę wyszukać sobie na YT).


środa, 4 lipca 2012

Jeśli...

Jeśli nic nie istnieje w niebycie, to wszystko istnieje w bycie. 

Bohaterowie

Czy lepiej wymyślać bohaterów i wyobrażać sobie, co mówią, co robią, jak żyją, czy też poznawać ich, „badać” prawdziwych bohaterów w życiu i zapisywać to, co mówią, co robią, jak żyją? 

Populizm

Populizm zawsze się degeneruje. Jeśli raz się zejdzie na takie tory, to już się z nich nie wróci. Nie twierdzę, że takim błotem politycznym obrzucał swoich przeciwników Jarosław Kaczyński - takim, jak Stanisław Pięta - ale gdyby nie grunt przez Jarosława Kaczyńskiego spulchniony, Stanisław Pięta nie mógłby siać. A kto zbierze żniwa?

Zwracajcie uwagę na przyczepy. Zorganizujemy im "godne" powitanie każdego dnia, w każdym mieście. Będą tak spie..., że zatrzymają się dopiero u swojego mocodawcy Putina. 
Wszyscy to cytują i ja się nie powstrzymuję. Jeszcze pięć lat, nie więcej, daję na ujednolicenie Polski. Mam też nadzieję, że jeśli durnowaci zwolennicy PiS pójdą z kosami na przedstawicieli Ruchu Palikota, to za ewentualne obrażenia oskarżony zostanie ten, który kazał strzelać, a nie ten, co strzelał.

Proszę, jak łatwo wpasować się w mundur i buty generałów Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych...

Frustracja, jak zawsze

Z frustracją nie wygrasz. Dogoni cię nawet, jeśli ją ignorujesz. Złapie cię w chwili, gdy wydaje ci się, że bitwa z nią jest wygrana. Czasem tylko pozwoli ci zapomnieć o sobie, ale tylko po 17.00, gdy ukradkiem coś robisz, co jej nie potęguje. 

wtorek, 3 lipca 2012

Encyklopedia Glogera

Jedna z najulubieńszych lektur dzieciństwa. Każdorazowo zdziwienie, że taki druk, taki krój pisma, taki papier. Pytanie, ciągle ponawiane: "Tato, co to znaczy reprint?". Z dumą mama podkreślała: "U nas nie ma komunistycznej encyklopedii PWN; u nas korzysta się z Glogera".
Jakie to odległe czasy. Dziś cały "Gloger", jak się o nim mówiło w domu, jest w internecie, nawet z rycinami.

Pełna fantastycznych opisów rzeczy, o których nie wiemy nic, nie rozumiemy, do czego są i tylko pobudzają wyobraźnię.

Kto żołnierza w ciąży niema, sam sie zwojuje bez wojny.
Nasięźrzał odsyła do roślin miłośniczych i od razu robi się sentymentalnie i romantycznie...  Czytamy tam*:
"Oj! dolaż moja, dola!" Tak biada dziś, w ludowej pieśni, opuszczona przez kochanka dziewczyna. Tak biada dziś i biadała podobnie przed wiekami, bo rzecz jest ogólnie ludzka. Jak odzyskać wzajemność ukochanej osoby? Czyż na miłość niema lekarstwa? Rozsądek i psychologia mówią, że niema. Ale od czegóż magja?
* Pierwszy link odsyła do wersji bez skanów, tekstowej, drugi - do wersji, w której można oglądać skany poszczególnych stron Encyklopedii staropolskiej Z. Glogera. 

Modelka



Mogłabym być modelką dla Boticellego i innych wielkich... Rozmarzyłam się.

via tu

A The Guardian napisał tak:

Italian artist Anna Utopia Giordano has taken some great (and, to be honest, not so great) paintings of nudes from the past and reimagined what they would look like if their bodies conformed to what the 21st-century thinks of as an ideal of beauty. The resulat are revealing - and quite shocking in what they say about our modern attitudes to women's bodies. 


Szare komórki w upale

Liczę szare komórki. Jeden, dwa, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, trzydzieści jeden szarych komórek w cieniu. 

niedziela, 1 lipca 2012

Boskość

Każdy osiąga taką boskość, na jaką go stać.
Boska komedia Dantego – Boska sałata Ani
thx Nap!


Flizy - marzenie







Bardzo lubię orientalne lub orientalizujące wzory, szczególnie na flizach. Egipskie, starożytne, podpasowały mi wyjątkowo. Hiszpańskie też mogą być. Na stole, na szafie, na stoliku, na półkach, wszędzie mogłabym mieć takie flizy. 

To chcę w mieszkaniu - książki

Rozglądam się po wszystkich kątach, gdzie można by to wstawić. Nie ma takiego miejsca. Siadam na jedynym fotelu, o który kłócimy się wszyscy, a niekwestionowalnym królem fotela jest kot. Siadam i płaczę, bo chcę to. Chcę. 


Znalezione na lifehacker.pl