środa, 15 lipca 2020

Nie, nie, nie

Uciekłam dzisiaj z placu zabaw. Uciekłam, choć zaledwie pół godziny bawiło się moje dziecko, tuptało sobie radośnie po trawie i po piasku, koło huśtawek (ostrożnie, króliczku) i koło postawionych byle gdzie i byle jak wózków. Uciekłam, bo przez pół godziny dopadło mnie więcej negatywnych emocji niż przez ostatnie pół roku.

Nie idź tam! Nie płacz! Nie krzycz! Nie bierz! Nie dawaj! Nie odbieraj! Nie syp! Nie rzucaj! Nie wspinaj się! Nie odbiegaj! Nie oddalaj się!

W kółko tylko „nie” i „nie”.

Nie bądź! – chciałabym im wszystkim powiedzieć. To są podobno dzieci „ukochane”, „wyczekane”, „wytęsknione”, „wymarzone”. Pozwólcie im sypać, oddalać się, dawać, odbierać, rzucać, pozwólcie im być. A jeśli naprawdę oddalają się, to idźcie za nimi, jeśli sypią, pokażcie im, że można nie sypać.

Pozwólcie im krzyczeć, przecież od tego jest się dzieckiem, żeby krzyczeć. Jako dorosły trzeba się zapisywać na specjalne warsztaty krzyku, o ile nie wykrzyczało się choć trochę w dzieciństwie.

Uciekliśmy więc stamtąd z moim dzieckiem, z moim dzieckiem, które do każdego się śmieje i każdego zaczepia. Nikt się do niego nie uśmiechnął. To się ja uśmiechnęłam do dziecka i uciekliśmy.