Słowa mnie słuchają.
Ustawione w szeregu lub rozrzucone bezładnie, są posłuszne. Nie układane w mozole jak puzzle, nie jakby sylabizowane, ale strzepnięte z palców, prosto na klawiaturę.
Słowami się czaruje. Można wszystko w nie oblec, a niekiedy przykryć słowami nic. Rzeczom dać słowami życie, a wydarzenia otoczyć legendą.
Cóż jest w nazwie – pytał Szekspir. Wszystko – odpowiem, bo co nazwane, to staje się.
Choć... czasem już sama nie wiem, czy to co mówię, istnieje, czy jest tym, co stwarzam. Dlatego nie zawsze wierzę własnym słowom.
3 komentarze:
Pięknie napisane. Mnie, niestety, nie słuchają. Tyle chciałabym powiedzieć, napisać... a gdy przychodzi co do czego, nie umiem. Słowa uciekają. Mają mnie gdzieś. Albo to ja nie potrafię ich "słuchać"? ...
Słowa się najpierw wabi i robi na nie łapki, jak na myszy. A potem nie można się od nich odpędzić.
Jak zwabić? Czytać, czytać, czytać. Dobre rzeczy. Wiem, że to bardzo niepoprawne, co napiszę, ale Sienkiewicz jest dobrym workiem na słowa, Żeromski. Ze współczesnych Huelle, Tokarczuk, Tulli, Myśliwski. Czytać, czytać, czytać i prowadzić pamiętnik. Nic tak nie rozwija, jak codzienne zapisanie pięciu choć zdań. Pierwszego dnia to męka, po miesiącu – zwyczaj, a po roku da się zapisać pięćdziesiąt zdań bez zadyszki :)
A wiesz, że z tym pisaniem pamiętnika to prawda? Kiedyś robilam to regularnie, prawie codziennie i było zdecydowanie łatwiej ubrać mysli w słowa. ;)
Prześlij komentarz