Wyobraź sobie, że oglądasz twój ulubiony serial od trzeciego odcinka drugiej serii. Kolega opowiedział, co się stało w pierwszej – to trzynaście godzinnych odcinków, koleżanka wspomniała o wydarzeniach z dwóch pierwszych odcinków tej serii i siadasz, i oglądasz, i zapoznajesz się z ludźmi i ich dziejami od jakiegoś momentu ich życia. Zżywasz się z nimi. Współczujesz. Śledzisz z zapartym oddechem. O trzeciej rano musisz obejrzeć kolejny odcinek, bo poprzedni zakończył się na skraju przepaści. Spadną?! Nie spadną. Są w obsadzie następnej serii.
Teraz wyobraź sobie, że spotykasz człowieka w pociągu. Rozpoczynacie rozmowę, typowa gadka przedziałowa, skąd–dokąd, pracuję tu [...] pracuję jako [...], lubię [...], widziałeś [...]? Rozmowa kończy się na skraju przepaści w momencie wjazdu na twoją stację. Wysiadasz, ale współpasażer jest już zafollołowany na twitterze i zresztą jesteście też przyjaciółmi na fejsie. Kontynuujecie rozmowę w świecie wirtualnym, śledzisz jego losy jak losy bohaterów serialu. Widzisz to, co zechce ci pokazać – nowy dom czy nową pracę, a nawet nową kieckę i nowy notatnik, starego kochanego psa, który odszedł (dajesz smutną buzię, choć psa nigdy nie poznałaś), życiowy rekord w bieganiu z wczoraj, marudzenie, że zamknięto ulubioną kawiarnię (damned, nigdy tam nie poszłaś!). I jeszcze wiele innych rzeczy widzisz, i znasz człowieka – myślisz, i o trzeciej rano musisz sprawdzić, co u niego na fejsie, bo ostatni post sprzed tygodnia pokazywał go na skraju przepaści...
Wreszcie wyobraź sobie, że poznajesz człowieka – gdziekolwiek. Spędzacie ze sobą czas, lubicie się, lubicie się coraz bardziej, wprowadzacie się do jednego mieszkania, żyjecie ze sobą, poznajecie swoje rodziny, rodziców, rodzeństwo, kuzynostwo. Kuzynka Laura, na przykład, uciekła z facetem trzydzieści lat starszym na południe Włoch, by tam z food trucka sprzedawać food from truck sezonowym robotnikom. Biznes nie wypalił – opowiada ci teściowa w kilkudniowych odwiedzinach – i wyjechali do Norwegii, otworzyć tam nastrojową włoską knajpkę. Radzą sobie znakomicie, jak donosi mąż teściowej spotkany parę miesięcy później na budowie waszego wspólnego domu, Laura nas odwiedziła i przywiozła prawdziwego norweskiego łososia, był przepyszny, żałuj, że nie przyjechałaś na urodziny swojej teściowej. Tłumaczę, nie mogłam, pracowałam, byłam w podróży służbowej. Laurze świetnie się powodzi w Norwegii, możesz tam zawsze ją odwiedzić, przecież bywasz na pewno w Bergen. Oj tak, co tydzień, myślę... A szwagier, pytam? Szwagier pracuje jak oszalały, nie może się pozbierać po odejściu dziewczyny, tyle lat razem, tyle lat, wzdycha. Przy następnych świętach u teściowej i jej męża pocieszam się, że szwagier ma się jednak znakomicie, ma nową dziewczynę i według bratowej „wszystko zmierza ku małżeństwu”. Nie ma tu żadnego skraju przepaści. Zwykłe życie.
Nie wyobrażaj sobie nic. Przypomnij sobie swoje ulubione seriale, przygodne spotkania, rodzinę. Wszystko przypomniane i nic nie przypomina ci tych sytuacji? No dobrze. To teraz wyobrażamy sobie znowu. Zaczynamy od końca.
Twoje małżeństwo się rozpada. Zrywasz kontakty z teściową – na jej życzenie („Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia”), jej mąż pisze grzecznościowe życzenia na święta, na które nie odpisujesz, bo sama nie wiesz, czy chcesz z nim utrzymywać kontakt, choć to dzięki niemu masz pracę. Laura w Norwegii? Niby może byś odwiedziła, ale co jej powiesz? Nasze małżeństwo rozpadło się, mam nadzieję, że twój związek ma się lepiej. A szwagier? Chyba się ożenił z tą dziewczyną, którą przelotnie spotkałaś w kuchni przy wyjmowaniu naczyń ze zmywarki po wielkiej imprezie świątecznej, na którą zjechała się cała rodzina. Nocowaliście wszyscy w tym samym mieszkaniu, ale było tam pewnie ze 20 osób, jak poznać człowieka w takich warunkach? Nie poznasz. Dziesięć lat później, w nowym związku, w nowym mieszkaniu i nowej pracy, przypominasz sobie – była taka dziewczyna, chyba nawet później żona, twojego byłego szwagra, ciekawe, co się z nią stało?
Na fejsie wszystko gra, twój znajomy z pociągu, z którymi nie mogliście skończyć rozmowy, a musieliście, bo twoja stacja wypadała wcześniej niż jego, żyje, ma już trzecie dziecko, zdaje się, jest wojskowym, a przynajmniej czasem wrzuca zdjęcia w mundurze. Czasem myślisz: gdybym nie wysiadła, może to byłyby moje dzieci, ale te myśli zwykle usuwa ci z głowy pies, który wyciąga cię na spacer, uświadamiając, że człowiek z pociągu w profilu na fejsbuku ma wpisane „alergia na wszystkie futrzaki”. Na małym telefonie fejsa przegląda się niewygodnie, a tabletu na spacer z psem nie zabierzesz. Tylko marzenia i wyobrażenia.
Serial dawno temu się skończył. Od czasu do czasu (na święta?) przypominasz sobie ulubione odcinki, by raz jeszcze poczuć ten dreszcz emocji, gdy bohater staje nad przepaścią, a tym razem ty wiesz, wiesz doskonale, że nie spadnie i w tej wiedzy przewyższasz bohatera, ale i tak wyobrażasz sobie, co by było, gdyby spadł. Stare seriale są zastępowane nowymi i starych bohaterów wypierają nowi. Przeżywasz ich historie do momentu, gdy w połowie serii odcinają ci dostęp do VPN i już nie obejrzysz dalszego ich ciągu. Jest dostępna tylko dla wybrańców w Ameryce i Europie Zachodniej. W Polsce nie ma dystrybucji. Dopowiadasz sobie ich losy, sprawdzasz na imdb.com krótkie opisy i dłuższe na wikipedia.org w języku, którego używa znacząca liczba ludzi na świecie. Ale to nie to samo...
Wtedy nagle na LinkedInie pisze do ciebie mąż byłej teściowej. U nas wszystko dobrze, mam nadzieję, że i u ciebie tak samo. Machinalnie, uprzejmie odpisujesz, ciągle na LinkedInie, bacząc, że to dzięki niemu dostałaś pracę, która cię wysyłała na koło podbiegunowe i do strefy równikowej. Pytasz, jak spędziliście święta, wysyłasz wirtualną kartkę noworoczną, do której dodajesz: „Tak bardzo chciałabym się z wami spotkać”, a jednocześnie wiesz, że tak naprawdę twój rozwód był tym samym, co odcięcie VPN od serialu. Już nie wiesz, czy teściowa dalej czyta włoskie kryminały, a jej mąż nadal sponsoruje młodych artystów. I nagle to właśnie była teściowa pisze do ciebie. Zbierasz szczękę z podłogi i uprzejmie odpisujesz; nie, nie wiesz, kiedy ich odwiedzisz, zapraszasz do siebie. W następnej wymianie wiadomości informujesz o książkach ostatnio przeczytanych i filmach obejrzanych, bo to zawsze był istotny temat z teściową, a ona pisze ci o... o Laurze! Laura nadal mieszka w Norwegii, już z innym mężczyzną, nadal starszym trzydzieści lat, ale prowadzą teraz nie restaurację włoską, ale fusion i podają chleb na zakwasie sprowadzanym z Polski! Twoje rozmowy z Laurą dały efekt, myślisz sobie, i ryzykujesz, pytając o szwagra. Nawet nie wiesz, jak bardzo ryzykujesz, bo szwagra żona, ta, z którą tak dobrze się wycierało nie do końca wysuszone naczynia ze zmywarki, nie żyje. Wycierasz oczy, jak wtedy, gdy zmarła bohaterka ostatniego ulubionego serialu, ale na jej śmierć byłaś przygotowana w poprzednich odcinkach i czytasz dalej. Zmarła, po długiej i ciężkiej chorobie – treść wiadomości teściowej brzmi jak nekrolog z poczytnego dziennika. Sens dopisujesz sobie sama, jak przy serialu: przy tych naczyniach wyglądała słabo, coś było z nią nie tak, już wtedy, na pewno. Utwierdzasz się w przekonaniu. Racjonalizujesz. I na LinkedInie, do męża teściowej piszesz z pytaniami o nich, bo wiesz, że dostaniesz konkret, a nie informację prasową.
Pika powiadomienie na fejsie. Twój mundurowy znajomy pisze idiotycznie „Are you still alive?!”. Wyobrażasz sobie, że tracisz internet i nie będziesz wiedzieć, że spłodzi czwarte dziecko, że kupi skuter i będzie miał wypadek na tym skuterze, że w przyszłym roku spotkasz go na ulicy swojego miasta – pusty śmiech – i że z nim życie miało wyglądać inaczej. Masz czas, VPN nie działa i kolejnej serii nie obejrzysz. Skupiasz się na tym, co jest: teściowa ciągle nadaje, odzyskujesz historię ludzi, których nie znasz, którzy cię nie interesują, o których wiesz tyle, ile napisano w wiadomości na LinkedInie.
Wyobraź sobie... Wyobraź sobie tych wszystkich ludzi, których spotykasz w życiu i wiesz o nich tyle, ile sami powiedzą ci lub uzupełnią ich bliscy albo media społecznościowe. Wyobraź sobie, że tracisz z nimi kontakt, że nie możesz śledzić ich dalszych losów, jak kolejnego sezonu ulubionego serialu. Wyobraź sobie to wszystko.
2 komentarze:
Poczułam się jeszcze bardziej nostalgicznie... Dzisiaj wstał chłodny i zachmurzonym dzień w tropikalnej Meridzie.
O na bogów, Monika! Czuję się nie nostalgicznie, tylko jakby ktoś przywrócił do produkcji serial, który jakieś 15 lat temu został wycofany. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale Twój komentarz wpadł do spamu (!), jakby jakiś account z kalkulatorem nie chciał, żeby to się stało. Monika, wszystkiego dobrego na Nowy Rok! Ściskam z szarego, pochmurnego, smogowego Krakowa :)
Prześlij komentarz