czwartek, 31 grudnia 2015

Los ostatniej szansy

Ostatniego dnia roku przedzierałam się przez tłum dopingujący uczestników sylwestrowego biegu przebierańców. Choć zdenerwowana uciekającymi minutami ostatniego dnia roku, to śmiałam się z grupy smerfów w niebieskich legginsach. Rozglądałam się po twarzach mijających mnie ludzi, szukałam na ich twarzach tego samego poczucia umykania czegoś, co z pewnością malowało się na mojej twarzy. Po Rynku miotałam się bezradnie, odbijając od ogrodzenia wielkiej sceny z przyległościami przygotowanej na zabawę sylwestrową lub od barierek wytyczających drogę dla śmiesznie przebranych biegaczy. Tymczasem nad nami przelatywał samolot.

Dotarłam w końcu na moją spokojną ulicę, na której prawie przejechał mnie samochód na warszawskich rejestracjach. „Cholera” – zaklęłam pod nosem (znacznie gorzej, gdybyście chcieli wiedzieć) – „Cholera, nawet tu, na Kazimierzu, dopada mnie Warszawa!”. I uciekając przed stołecznym SUV-em, wpadłam na nią.

W ręce ściskała los na loterię i przyglądała mu się bacznie. Dlatego mnie nie zauważyła, skupiona na swoim szczęściu. Lub nieszczęściu. Nie wiem. Szukałam jej historii – zawsze szukam historii w napotkanych ludziach. Tym razem mi się nie udało, dopiero po chwili zrozumiałam, że jej historia jest moją historią, jest twoją historią, jest naszą.

Ostatniego dnia 2015 roku życzę wam wszystkim, byście wykorzystali rok 2016 w pełni. Tak, by ostatniego dnia, za rok, nie martwiły was uciekające chwile i byście nie musieli patrzeć na los na loterii jak na los ostatniej szansy. Szansą jest każdy dzień, każda chwila, każdy z nas jest szansą. A nowe, jasne drogi kuszą. Jutro skuszą! 

Brak komentarzy: