poniedziałek, 23 listopada 2015

Historia Mariusza – życie w podskokach

Podskakuje, chodząc. Idzie, podskakując. Jego słowa podskakują. „Strawiński” – jeden podskok. „Rachmaninow” – drugi podskok. „Pejzaże widzę, gdy” – podskok – „słyszę ich muzykę” – podskok – „nie umiem tego powiedzieć inaczej”. Czekam na podskok, a tu zaskoczenie: nie ma. 


Jest, przecież jest. Patrzę na niego, widzę te pejzaże: włosy w nieładzie, kiedyś blond, ogorzała twarz. „Góry” – myślę i w myślach podskakuję – „góry go opaliły”. Tymczasem on dalej o pejzażach, kto wie, może górskich. Mówi coś. Nie słucham, skupiona na podskokach, czy potrafię je przewidzieć. Nie. Nie potrafię; mimowolnie sama podskakuję. 


Przyjeżdża winda. Wchodzi do niej, poskakując jak motyl, na palcach, i mówiąc. W windzie traci zasięg, nie ma podskoków, nie słyszę słów. Zjeżdżamy na sam dół. „Tak dobrze się” – hop – „z tobą” – hop – „rozmawia”. Nic nie mówię, nie wiem, co mogę powiedzieć. Nie wiem, czy mogę podskoczyć.

„Słup” – podskok i stuknięcie obrączką w latarnię – „też jest instrumentem muzycznym”. Podskok – tym razem to ja. Słuchanie ludzi to podskakiwanie z nimi, w ich rytm lub krzywo. Raz na prawej, raz na lewej nodze, hopsasa!


„Mamy jeszcze” – podskok – „dużo czasu na gadanie”. Odwraca się ode mnie, chroniąc twarz przed zimnem. Wieczór jest chłodny. Wbijam ręce głębiej w kieszenie, w których schroniła się zima. Nic więcej w nich nie ma, nawet trochę czasu – podskok – bo już nie porozmawiamy. Liczę dni w myślach, tak miło się ze mną gada, odzywam się – hop hop – skaczę, nawołując!

„Dlaczego Rachmaninow i Strawiński” – podskok. Nie trafiłam w rytm. „Pejzaże” – znowu pudło – „te ich pejzaże są jakby” – podskok (razem!) – „jakby”. Nie podskakuje, szuka słowa. Ma w ustach pustkę, jak ja w kieszeniach. Odchodzę, kaszlę. Usuwam się coraz dalej, kolejnego słowa już nie dosłyszę – hop – hop hop – odczytam je z podskoku. Ludzie przechodzą i odchodzą. Podskakują i odskakują. Zaskakują i nie mają czym zaskoczyć. 


Mariusz i jego historie przychodzą na przełomie listopada i grudnia. Jak dwa lata temu

Brak komentarzy: