piątek, 24 października 2014

Jajecznica we wspomnieniach. O powtarzalności.

O pamięć tu chodzi, ale także o powtarzalność jej przynależną. Szukam tej pamięci w jajecznicy, królowej poranków, smakiem nad smakami rozsławiającej kuchnie hotelowe, restauracyjne, pensjonatowe, a przede wszystkim kuchnie domowe.

Z boczkiem, z szynką, pomidorami, grzybami, niekiedy z musztardą, zwieńczona szczypiorkiem ma być według jednych mokra, według innych zaś porządnie przysmażona. Moja mama jajecznicę zawsze wysmażała. Skrobało się patelnię łyżeczką (bo tylko łyżeczką w moim rodzinnym domu jadało się jajecznicę) i o te wyskrobki toczyliśmy ostre walki.

Powtarzalność widać na obrazku z przeszłości. Zwykły dzień tygodnia, godzina 8.30 rano, moja mama stoi nad blatem kuchennym z maleńką patelnią w ręce, wyskrobuje w pośpiechu jajecznicę, bo za pół godziny zaczyna próbę, a jeszcze włosy trzeba ułożyć, jeszcze spakować instrument, przebiec dwa kilometry dzielące dom od filharmonii... Powtarzalność tego, co odbiera nam niepowtarzalność, tkwi w tym, że dziś to ja stałam pochylona nad blatem kuchennym, z innej patelenki wyskrobywałam jajecznicę. Jak moja mama.


Każdy z nas już żył wiele razy i żyjemy w różnych wcieleniach równocześnie, wielokrotnie. Pamiętamy nie tylko to, co sami przeżyliśmy, ale i to, co przeżyli nasi przodkowie. Kolorowe ciuchy i wyjątkowe cięcie zafarbowanych na błękitno włosów nie dodają nam niepowtarzalności. Nawet talent muzyczny czy aktorski nie są wyróżnikiem. Akceptujmy naszą powtarzalność, bo powtarzamy się; na przykład w jajecznicy. 

Brak komentarzy: