Niedawno miałam okazję uczestniczyć w początkowej fazie wielkiej dyskusji (liczba komentarzy prawie dobiła do 190, a liczba plusów przekroczyła 200) u Pawła Wimmera na G+, sprowokowanej wstawionym przez niego zdjęciem żołnierzy północnokoreańskich obwieszonych medalami.
Łatwo się obśmiać z ich wyglądu, bo przypominają wszystko, co padło w komentarzach do tego wpisu (Iron Men, pancerniki, zbroja łuskowa itd.).
Chyba jednak nie tylko o to chodzi, co zresztą także wiele razy podkreślano w komentarzach. Warto zastanowić się nad sytuacją Korei Północnej. Groźby Kima, interpretowane przez analityków jako zapowiedź agresji, nawet z podaną datą 10.04., wcale nie muszą być słowami rzucanymi na wiatr. Łatwo sobie można wyobrazić, że przywódca kraju balansującego na krawędzi upadku jest zmuszony zrobić coś, cokolwiek, by utrzymać władzę. Nie jest pewny swojej władzy: jest młody, uwielbienie dla jego dziadka nie zostało mu przekazane już tak bezwarunkowo jak jego ojcu. Może blefować (a może musi blefować?), ale jego blef z łatwością obróci się przeciwko niemu. Wtedy dzielna armia, z której tak łatwo i fajnie nam robić sobie żarty (vide powtarzający się we wszystkich streamach SoMe obrazek z ubogo wyglądającymi mężczyznami, wsiadającymi do zwykłej łodzi rybackiej, z odpowiednio dobranym zabawnym podpisem), ruszy. Ta dzielna armia ruszy, powtarzam, bo zdanie się rozrosło.
Co będzie, jeśli północnokoreańska armia ruszy? Wojna. Nie taka bezpieczna jak w Iraku (przyznajcie się, kto się obawiał nuklearnej broni Saddama Husejna?) i nie tak odległa jak w Afganistanie. Niedożywiona armia sfrustrowanej, ale zaciekłych w miłości do wodza, zapiekłych w walce o ideologię, nieznających świata zewnętrznego Koreańczyków rozleje się choć odrobinę. Niech to będzie kapka i niech ta kapka się rozleje w Azji, ale może to być ta kapka, której świat zachodni, osłabiony ruchami Oburzonych, osłabiony kryzysem finansowym, nie przetrzyma.
Tak sobie kraczę. Ale kraczę, bo zastanawiam się nad tym. Poczucie traumy, zbliżającej się traumy, przemawia przeze mnie.
Polecam zapoznanie się z transkrypcją wypowiedzi (lub jej odsłuchanie) Barbary Demick, kierującej biurem prasowym Los Angeles Times w Pekinie, na temat zwykłych Koreańczyków.
Łatwo się obśmiać z ich wyglądu, bo przypominają wszystko, co padło w komentarzach do tego wpisu (Iron Men, pancerniki, zbroja łuskowa itd.).
Chyba jednak nie tylko o to chodzi, co zresztą także wiele razy podkreślano w komentarzach. Warto zastanowić się nad sytuacją Korei Północnej. Groźby Kima, interpretowane przez analityków jako zapowiedź agresji, nawet z podaną datą 10.04., wcale nie muszą być słowami rzucanymi na wiatr. Łatwo sobie można wyobrazić, że przywódca kraju balansującego na krawędzi upadku jest zmuszony zrobić coś, cokolwiek, by utrzymać władzę. Nie jest pewny swojej władzy: jest młody, uwielbienie dla jego dziadka nie zostało mu przekazane już tak bezwarunkowo jak jego ojcu. Może blefować (a może musi blefować?), ale jego blef z łatwością obróci się przeciwko niemu. Wtedy dzielna armia, z której tak łatwo i fajnie nam robić sobie żarty (vide powtarzający się we wszystkich streamach SoMe obrazek z ubogo wyglądającymi mężczyznami, wsiadającymi do zwykłej łodzi rybackiej, z odpowiednio dobranym zabawnym podpisem), ruszy. Ta dzielna armia ruszy, powtarzam, bo zdanie się rozrosło.
Co będzie, jeśli północnokoreańska armia ruszy? Wojna. Nie taka bezpieczna jak w Iraku (przyznajcie się, kto się obawiał nuklearnej broni Saddama Husejna?) i nie tak odległa jak w Afganistanie. Niedożywiona armia sfrustrowanej, ale zaciekłych w miłości do wodza, zapiekłych w walce o ideologię, nieznających świata zewnętrznego Koreańczyków rozleje się choć odrobinę. Niech to będzie kapka i niech ta kapka się rozleje w Azji, ale może to być ta kapka, której świat zachodni, osłabiony ruchami Oburzonych, osłabiony kryzysem finansowym, nie przetrzyma.
Tak sobie kraczę. Ale kraczę, bo zastanawiam się nad tym. Poczucie traumy, zbliżającej się traumy, przemawia przeze mnie.
Polecam zapoznanie się z transkrypcją wypowiedzi (lub jej odsłuchanie) Barbary Demick, kierującej biurem prasowym Los Angeles Times w Pekinie, na temat zwykłych Koreańczyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz