poniedziałek, 28 maja 2012

Przetwarzam

Jak pierwsze truskawki, jedzone bez opamiętania, wchodzą we mnie słowa, historyjki, zdarzenia. Nie bronię się, ale każde z nich pilnie zapisuję, wysuwając czasem język na wzór dzieci z pierwszej klasy, stawiających zbyt wysoko kropkę na „i”, licząc na to, że i mnie, dzięki temu językowi, udzieli się entuzjazm sześcio- i siedmiolatków.

Spisuję każde słowo. Z ust moich rozmówców piję. Nie mogę się doczekać, by skończyli nareszcie gadać, bo już, natychmiast, chcę chwycić urządzenie i zapisać tę myśl, te słowa, to skojarzenie. Opowiedzieć tę historię, która wyrosła we mnie niepostrzeżenie, jak guz niezłośliwy, acz przeszkadzający, drażniący palce, zbyt wolno poruszające się po klawiaturze.

Uciekła. Myśl. Uciekło. Słowo.

Zgubione na zakrętach synaps. Pozornie zapomniane, zachowa się jako ślad pamięci, wróci, lecz nie będę wiedziała, czy wraca jako nowe, czy jako stare, odkopane. Archeologia pamięci to nie badania poważne, to nie Foucault, Derrida czy Bourdieu, bożesztymój, dlaczego oni wszyscy Francuzami są, dlaczego o pamięci tylko Francuzi potrafią pisać i paru Niemców? Quand je veux en parler, je commence à penser en français. La mémoire. Ma mémoire. Archeologia pamięci to kopanie we własnej głowie, odkrywanie warstw i zdumienie, gdy tam, gdzie spodziewasz się co najmniej pałacu z okresu Nowego Państwa, oszałamiającej świetności, znajdujesz zabawki, smutne misie bez oczu, uszu i rąk, zeszyty szkolne...

Przetwarzam. Każda historia, która wpadnie w te zwoje, wyjdzie inna. Nie wierzcie mi, nie wierzcie... 

Brak komentarzy: