sobota, 6 grudnia 2008

„Rescue Dawn”

Znowu widziałam film z Christianem Bale'em. Znowu mi się bardzo podobał. I Bale, i film.

Film zrobił Werner Herzog i czuję, że choć ambitne kino mnie nudzi, to coś zaczynam dostrzegać w takich filmach. Głupoty piszę: oczywiście, że dostrzegam coś w takich filmach, ale zaczynam (teraz) zauważać, że nie zawsze są one piekielnie nudne.

Wracając do Ch.B. – rola w jego stylu – trzeba się było zmienić fizycznie, schudnąć, zarosnąć szczeciną, wykazać się w ekstremalnych warunkach, trochę ironicznie podchodzić do rzeczywistości i być outsiderem. Wszystko się zgadza, on to lubi, trudno się dziwić, że właśnie jego Herzog wybrał do tej roli. Ch.B. coraz bardziej mi się kojarzy z Robertem de Niro. Jeśli jeszcze zagra w jakimś filmie akcji, to będę bardzo bardzo zadowolona.

Co mi się podobało w filmie? Otóż zatrzymania, takie krótkie wstrzymania pracy kamery, jakby chciał zwrócić uwagę na to, że ujęcie jest wyjątkowo ładne (to w drugiej części filmu, szczególnie po ucieczce, ale i wcześniej), a poza tym cudowny kontrast między słowem a ciszą. tak wiele można powiedzieć, tylko pokazując, bez żadnych dialogów.

Jedno co chwilami się przypomina: takie filmy już widzieliśmy... nawet Ch.B. poniekąd w takim filmie grał (a Imperium słońca, to nie taki?).

Ładny film, aczkolwiek nie porażający. Taki z kolei jest następny film Herzoga i właśnie jestem w połowie jego oglądania. Już zachwyt jest we mnie. Spotkania na końcu świata.

Brak komentarzy: