środa, 24 grudnia 2008

Doktorat

Skończyłam pisać doktorat, wydrukowałam, pokazałam panu promotorowi i... nic się nie stało. To samo, co zawsze, tzn. dzwony nie zabiły, piorun nie poleciał, nawet krzesło się pode mną nie załamało i ani jednak kartka nie spadła na ziemię. Takie nic. Tyle stresu, tyle nerwów i takie nic.

Nie mam już o czym myśleć. Nie mam nowego pomysłu. Nie mam żadnych perspektyw.

Obrona? W maju, może czerwcu, zależy od recenzentów. Praca? Nie wiadomo, dziekan się znarowił. Wszystko źle. Całe moje życie jest złe.

Brak komentarzy: