Wczoraj pracowałam dla zysku. Przez cały dzień zarobiłam ok. 350 zł. Czysty profit - nie liczyłam na te pieniądze, nie były wkalkulowane w napięty (hehe) budżet stycznia. No więc pracowałam jak dziki osiołek. Dostanę pieniądze pewnie w styczniu i kupię sobie za to coś dobrego do jedzenia, dobrą książkę i bieliznę. Czysty zysk, że się powtórzę. Albo po prostu, prozaicznie, zapłacę połowę czynszu.
Dziś będę pracować non-profit. Już to obgadałam i wspólnie, z obgadywaczką, uznałyśmy, że non-profit jest w gruncie rzeczy bardziej zyskowny niż profit. Non-profit sprawi, że moja przyszłość będzie lepsza (?), ciekawsza (?), o wyższej jakości (hehe), cóż, że przyczyni się do tego, że spełnią się moje marzenia. Non-profit zatem jest zdecydowanie lepszą formą pracy, bo pracuję na to, co będzie w szerszym znaczeniu niż coś dobrego do jedzenia, książka czy bielizna. Nieprawdaż?
Popieram formy pracy non-profit. Gdyby wszyscy pracowali non-profit, świat byłby piękniejszy!
PS. Od pracy profit bardzo bolały mnie plecy. Zobaczymy, co będzie po pracy non-profit.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz