Już nie wiadomo, co jest rzeczywistością, a co przestało być w ogóle. Już nie wiadomo, gdzie kończy się sens, a gdzie zaczyna brak sensu. Nie widać granicy między wyobrażeniem a niewyobrażalnym. Kresem jest maska samochodu, początkiem – światła stopu poprzednika.
Jedziesz w kokonie drogi, przykryty kurzem. Kamienie przydrożne unoszą się i myślisz: lawina. Przypominają ci się ostatnie chwile przed zaśnięciem, gdy już śpisz, a jeszcze nie zasnąłeś; wtedy mało która rzecz ma to codzienne znaczenie. Droga. Właśnie droga potrafi nadać sens tym chwilom, których nie ma na jawie.
Dlatego jedziesz. Jedziesz dalej, nieustannie. Pozornie tylko wracasz, bo większość ciebie została na drodze.