– Jak pani widzi swoje relacje z bratem? – pytanie pada zbolałym głosem, dostosowanym do sytuacji. Przed chwilą ten sam głos podsunął mi chusteczki jednorazowe.
– Służbowe, proszę się częstować – zabrzmiało jak księże „ciało Chrystusa” na mszy. Wyciągając chusteczkę z pudełka, chciałam odpowiedzieć „Amen”, choć tak samo nie wierzę w moc higienicznej chusteczki, jak i cud Eucharystii.
Nie podnoszę głowy. W zasięgu wzroku mam pomalowane na łososiowy kolor paznokcie i głos nabiera łososiowej barwy, równie nieprawdziwej, jak jego brzmienie.
– Czy chciałaby pani o tym porozmawiać? – czekałam na to pytanie i zaczynam odpowiadać tak, jak trzeba. Rozważam moje relacje z bratem, spokojne, dobre, dzwoni telefon. Odruchowo łapię się za kieszeń; nie, mój telefon wyciszyłam przed wejściem. Może to koniec wizyty?
– Przepraszam, odbiorę krótki telefon od męża – mówią paznokcie do mnie – matowy, tak – cisza, bawię się chusteczką – Ależ nie, w kolorze kredki, takiej jaką ci dałam – cisza, skubię chusteczkę, resztki, jak piórka opadają na podłogę. Podążam za nimi wzrokiem i słucham dalej – Nie, nie transparentny i nie w kulkach, nie, przecież zapisałam Ci i podałam kredkę. Daj panią do telefonu, wytłumaczę jej osobiście – słucham historii kosmetyku, który ma być w kolorze kredki podanej na wzór. Potargana chusteczka też tworzy wzór na podłodze, podmuch wiatru go burzy, a ja już nie będę pamiętała następnego dnia, z czym ten wzór mi się skojarzył. Myślę o mojej dobrej relacji z bratem, o tym, że często mi go brakuje i że mamy dla siebie zbyt mało czasu.
– Nie, nie lankoma. Garlena. Garlena przecież dałam – czy słyszę w głosie lekką złość, że nie ma „garlena”? – no to diora, niech będzie diora. Dziękuję – paznokcie kończą rozmowę telefoniczną i zwracają się znowu do mnie – tak to jest, jak się męża wyśle na zakupy, wszystkie przez to przechodzimy, prawda pani Anusiu? Wracając do pani relacji służbowych, jak to dobrze się składa, jak cudownie, że pani do mnie trafiła. Trzeba zacisnąć zęby, pracować musimy wszyscy, praca nie może być przyjemnością, bo inaczej przestajemy mieć motywację do pracy.
Kazanie. Czuję się jak na pogrzebie moich problemów. Przydziałowy ksiądz w kaplicy cmentarnej nie wie, o kim prawi wspomnienie pośmiertne. Mówi o niczym, mówiąc o wszystkim. Podobnie przydziałowa pani z łososiowymi paznokciami przykłada podręcznikowy wzornik do moich problemów. Płaczę, korzystam ze służbowych chusteczek. Wychodzę lżejsza o pół litra łez i kilogram złudzeń. Poradzę sobie, przecież.