sobota, 30 listopada 2013

Relaks

Leżę w wannie pełnej ciepłej wody i piany, umieram po ciężkim tygodniu, usiłuję się odprężyć, choć już nie pamiętam, jak się to robi. Próbuję czytać, lecz literatura japońska, którą wybrałam, okazuje się nie do przejścia. Zza drzwi dobiegają szczątki muzyki i domowe hałasy. Zanurzam się w wodzie, zamykam oczy.

Nagle słyszę wyraźny odgłos wymiotowania kota. Powtórzony po dwusekundowej przerwie. „Koniec pozorowanego relaksu, coś się dzieje”, myślę, „kot chory, jedziemy do weterynarza”. Trochę z ulgą przyjmuję koniec udawanego odpoczynku. Krzyczę „najdroższy”, cisza, „najdroższy”, powtarzam.

Najdroższy wchodzi do łazienki, mówię, „kot rzyga, sprawdź” i chowam się pod wodę, bo najdroższy wychodząc, wpuści zimne powietrze na moją australijską plażę. Wraca, nie zdążyłam znowu zejść pod powierzchnię. „Jesteś pewna, że słyszałaś wymiotującego kota?”, jak zawsze powątpiewa, kreślę krzyżyk na piersiach skrytych pod wodą. „Kot śpi w ulubionym miejscu, a te odgłosy, to koncert muzyki Krzysztofa Pendereckiego w radiowej Dwójce”.

Chowam się pod wodę. Jest mi zimno. Spadnie na mnie kara. „Taka sytuacja”, myślę. Nie, nie myślę już, przecież mam relaks, a w tym stanie się nie myśli.

Brak komentarzy: