czwartek, 13 czerwca 2013

Chłopięce soprany

Obiecałam sobie, że nie będę narzekać. W sprawie chłopięcych sopranów zatem dwie wersje wpisu.

1. Chłopięce soprany – wersja na „nie”

Nie mogę znieść fałszujących, piskających chłopców, na palce wspinających się, by spełnić perwersyjne marzenia kompozytorów. Te marzenia powstawały w epoce, gdy pojęcie „dziecko” nie znaczyło zbyt wiele i, zgodnie z dzisiejszymi normami, realizowało standardowo skrywane, a istniejące przecież, pedofilskie pragnienia społeczeństwa.
Nie mogę spokojnie patrzeć na chóry chłopięce dzisiaj, na podtrzymywanie tej tradycji, tak absurdalnej w ewangelickim świecie, w którym nawet pastorzy zamienili się w pastorki, ale chór chłopięcy musi chłopięcy pozostać. Nie mogę patrzeć na chóry chłopięce przy filharmoniach i męsko-chłopięce przy uczelniach wyższych – relikty patriarchalnej władzy mężczyzn nad kobietami.
Nie chodzę więc na koncerty, na których chłopięce chóry występują, nie słucham nagrań z sopranami chłopięcymi. To drugie jest trudne, przede wszystkim przez Bacha.

2. Chłopięce soprany – wersja na „tak”

Od chłopięcych sopranów zdecydowanie wolę żeńskie głosy. Pełniejsze, rozwinięte, dojrzalsze lub po prostu dorosłe.



Jak widać, mam więcej do powiedzenia na „nie” niż na „tak”. Muszę nad tym popracować.

Brak komentarzy: