Ten nieszczęsny status w SoMe ludzi, których ledwo znamy, raz spotkaliśmy na konferencji, wernisażu, w hotelowym lobby wymieniliśmy się wizytówkami.
Ktoś nam kogoś przedstawił: „To jest Maria, jest key account managerem w agencji XY i lubi wyścigi konne”, na co odparło się: „Niesamowite, regularnie jeżdżę na Wielką Pardubicką” i do trzeciej nad ranem przebiegała intensywna wymiana plotek, informacji i doświadczeń, po czym każde z nas, po powrocie do swoich komputerów, na fali poruszenia dodało tę drugą osobę do frendów na fejsiku.
Po sześciu miesiącach z trudem przypominamy sobie, w której agencji pracuje Maria, po roku nie wiemy, na które wyścigi lubiła jeździć. A Maria nagle publikuje wpis, który dostrzegamy po północy, gdy sprawdzamy, co tam w SoMe tuż przed pójściem do łóżka. Maria pisze: „Tata zmarł”. Nie wiemy, kim był tata Marii, właściwie nie wiemy nawet, że Maria miała ojca. Ludzie znani z SoMe nie mają umocowania w rzeczywistości, nie mają żon, partnerów, rodziców – czasem wiemy, że mają dzieci i koty, bo ich zdjęcia publikują na Instagramie. Ojciec Marii nie żyje, cholera – myślimy. Co teraz?
Ludzkie współczucie pcha do reakcji. Like, plus, retweet. Jak jednak lajkować śmierć ojca Marii? Czy to lajk dla nas samych, dumnych z tego, że dowiedzieliśmy się o Marii czegoś więcej? Co można powiedzieć komuś, kogo się nie zna? „Przykro mi” brzmi niewiarygodnie.
A może my już wyzbyliśmy się owego ludzkiego współczucia? Guzik interesuje nas śmierć ojca Marii, ojca, który w statusach SoMe nie istniał. Niewiele uwagi poświęcisz śmierci ojca koleżanki z pracy, z którą spędzasz osiem godzin dziennie. Później, gdy umrze nasz ojciec – mój, twój – koleżankę to obejdzie szerokim łukiem, a i ciebie dotknie w niewielkim stopniu.
Co zrobić z tymi statusami w mediach społecznych? Wymiutować. Niech statusy ludzi publikujących prawdziwe i przez to smutne wiadomości nie pojawiają się w naszym pozytywnym, optymistycznym streamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz