Kłócę się od kilku dni w myślach o książkę pana Igora Ostachowicza Noc żywych Żydów. Pomysł mnie zachwycił, ironia, której książka jest pełna, to jedyny środek, którym ten temat można potraktować, ale ten język...
Moje myśli mogą już być stare i dlatego taki język wywołuje ich kłótnię. W takim razie moje myśli zawsze były stare, bo elegancja Sebalda czy Huellego lub śpiewność Mahfuza, Pamuka i Tokarczuk bliższe mi są niż bałagan i epitetów spiętrzenie pana Ostachowicza.
Rozumiem, że współczesny człowiek takim językiem mówi, ale czy naprawdę książka, dobra książka, ma odzwierciedlać ten język w pełni? Nie mogę się z tym zgodzić. Książki właśnie dlatego pisze się. Jak w mowie styl książkowy się nie sprawdza, tak i w piśmie rzadko kiedy, rzadko komu udaje się pisać językiem mówionym.
Moje myśli mogą już być stare i dlatego taki język wywołuje ich kłótnię. W takim razie moje myśli zawsze były stare, bo elegancja Sebalda czy Huellego lub śpiewność Mahfuza, Pamuka i Tokarczuk bliższe mi są niż bałagan i epitetów spiętrzenie pana Ostachowicza.
Rozumiem, że współczesny człowiek takim językiem mówi, ale czy naprawdę książka, dobra książka, ma odzwierciedlać ten język w pełni? Nie mogę się z tym zgodzić. Książki właśnie dlatego pisze się. Jak w mowie styl książkowy się nie sprawdza, tak i w piśmie rzadko kiedy, rzadko komu udaje się pisać językiem mówionym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz