Ostatnio o gender tak wiele się mówi, że „niewiadomoco” i tak dalej, wiadomo, co się mówi. Dziś sama usłyszałam od dwóch osób niezależnie, że „mam pociechę”, bo „nie wiadomo, czy to chłopczyk, czy dziewczynka” oraz „trudno powiedzieć jeszcze, czy to dziewczyna, czy chłopczyk, na tym etapie rozwoju”.
Moja pociecha ma prawie pół roku i nieco ponad siedem kilogramów. Sześćdziesiąt trzy centymetry syna. No właśnie, bo to syn, warto zdradzić niespodziankę tym, którzy nie wiedzą. Czasem, jak się uśmiechnie – sama nie wiem, czy drwiąco, czy szyderczo, ironicznie, lekko półgębkiem – wygląda jak taki dziewiętnastowieczny gazeciarz z ulic dużego miasta, lekko bezczelny i na pewno gotów odpyskować szyderczo. Taki to typ, przynajmniej dla mnie, ikonograficzny.
Bo są takie typy: niektóre kobiety na przykład wyglądają jak matkiboskie, niektórzy mężczyźni jak drwale, bynajmniej nie metroseksualni, a mój syn wygląda jak gazeciarz. Takie miny robi. Dlatego też wiem, że wygląda jak chłopak, bo w XIX wieku dziewczynki mogły pracować w fabrykach, ale gazet nie roznosiły. Może się mylę, może roznosiły. Nawet, oczywiście, mam nadzieję, że się mylę.
Wygląda więc jak chłopak, ten syn mój, wiadomo więc, że to chłopak, tak w uproszczeniu. Ludzie zaś mówią, że muszą po kocyku poznać („chłopak, bo błękitny ma kocyk”). Pewnie, łatwiej kolorom nadać gender niż o dziecku powiedzieć, że wygląda jak gazeciarz.
Gorzej, jeśli takie kilkumiesięczne dziecko ma katarek. Wiecie, co to znaczy? Dziecko nie może oddychać, nocą budzi odgłos duszenia się. Dziecko z katarkiem jest bardzo biedne. Nie umie jeszcze samo ani wciągnąć gluta, ani wysmarkać. Męczy się tak długo, aż dorosły zdecyduje się na odsysanie katarku odkurzaczem. Trzeba to regularnie powtarzać, bo inaczej dziecko będzie się znowu męczyć, będzie w kółko marudzić, płakać, nie zaśnie...
Moje dziecko też tak się męczyło. Marudziło, płakało, nie mogło zasnąć. Wtedy usłyszałam, że moje dziecko, to prawdziwy mężczyzna, umiera na katarek. Moje dziecko, po którego wyglądzie ludzie nie widzą, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Moje dziecko, które nie ma jeszcze pół roku i jeszcze nie ma świadomości, że można być dziewczynką lub chłopcem. Katarek mojego dziecka jest zdecydowanie męski.
Sprzeciwiam się genderyzacji katarku niemowlęcego. Twierdzenie, że dziecięcy katarek jest objawem prawdziwej męskości czyjegokolwiek syna, świadczy wyłącznie o twierdzącym. Dziewczynka, niby, nie może umierać na katarek? I gdybym miała dziewczynkę, nie chłopczyka, to jej cierpienie związane z obecnością katarku w nosie świadczyłoby o... No właśnie, o czym? Że ma muchy w nosie?
Uważajcie więc, co mówicie o niemowlętach i do niemowląt. Zwłaszcza, gdy uwrażliwieni na gender rodzice słuchają.
Moja pociecha ma prawie pół roku i nieco ponad siedem kilogramów. Sześćdziesiąt trzy centymetry syna. No właśnie, bo to syn, warto zdradzić niespodziankę tym, którzy nie wiedzą. Czasem, jak się uśmiechnie – sama nie wiem, czy drwiąco, czy szyderczo, ironicznie, lekko półgębkiem – wygląda jak taki dziewiętnastowieczny gazeciarz z ulic dużego miasta, lekko bezczelny i na pewno gotów odpyskować szyderczo. Taki to typ, przynajmniej dla mnie, ikonograficzny.
Bo są takie typy: niektóre kobiety na przykład wyglądają jak matkiboskie, niektórzy mężczyźni jak drwale, bynajmniej nie metroseksualni, a mój syn wygląda jak gazeciarz. Takie miny robi. Dlatego też wiem, że wygląda jak chłopak, bo w XIX wieku dziewczynki mogły pracować w fabrykach, ale gazet nie roznosiły. Może się mylę, może roznosiły. Nawet, oczywiście, mam nadzieję, że się mylę.
Wygląda więc jak chłopak, ten syn mój, wiadomo więc, że to chłopak, tak w uproszczeniu. Ludzie zaś mówią, że muszą po kocyku poznać („chłopak, bo błękitny ma kocyk”). Pewnie, łatwiej kolorom nadać gender niż o dziecku powiedzieć, że wygląda jak gazeciarz.
Gorzej, jeśli takie kilkumiesięczne dziecko ma katarek. Wiecie, co to znaczy? Dziecko nie może oddychać, nocą budzi odgłos duszenia się. Dziecko z katarkiem jest bardzo biedne. Nie umie jeszcze samo ani wciągnąć gluta, ani wysmarkać. Męczy się tak długo, aż dorosły zdecyduje się na odsysanie katarku odkurzaczem. Trzeba to regularnie powtarzać, bo inaczej dziecko będzie się znowu męczyć, będzie w kółko marudzić, płakać, nie zaśnie...
Moje dziecko też tak się męczyło. Marudziło, płakało, nie mogło zasnąć. Wtedy usłyszałam, że moje dziecko, to prawdziwy mężczyzna, umiera na katarek. Moje dziecko, po którego wyglądzie ludzie nie widzą, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Moje dziecko, które nie ma jeszcze pół roku i jeszcze nie ma świadomości, że można być dziewczynką lub chłopcem. Katarek mojego dziecka jest zdecydowanie męski.
Sprzeciwiam się genderyzacji katarku niemowlęcego. Twierdzenie, że dziecięcy katarek jest objawem prawdziwej męskości czyjegokolwiek syna, świadczy wyłącznie o twierdzącym. Dziewczynka, niby, nie może umierać na katarek? I gdybym miała dziewczynkę, nie chłopczyka, to jej cierpienie związane z obecnością katarku w nosie świadczyłoby o... No właśnie, o czym? Że ma muchy w nosie?
Uważajcie więc, co mówicie o niemowlętach i do niemowląt. Zwłaszcza, gdy uwrażliwieni na gender rodzice słuchają.