Idę. Ostrożnie stawiam kroki i tymczasem wiem, dokąd zmierzam. Tymczasem doszłam.
Tymczasem się rozglądam. Widzę dom, w którym mieszkam i widzę rzekę, nad którą się wychowałam. Widziałam ludzi, którzy tymczasem odeszli i nie dobiega mnie nawet odgłos ich rozmów. Czy zamek zbudowali Austriacy, czy może „Galicjanie”? Kim byli „Galicjanie”?, pytają się nawzajem. Nie, nie Austriacy, nie Galicjanie – Sasi, zapada tymczasem decyzja, zamek rozbudowali Sasi, a wcześniej królowie polscy. Sasi, królowie polscy, chciałabym im powiedzieć, ale tymczasem już poszli.
Tymczasem wstaję, idę dalej. Wystygła tymczasem moja kawa. Tymczasem rozkrzyczały się rybitwy, zanim jeszcze wstałam, postraszone przez przygodnego biegacza, tymczasem pani zdążyła zebrać kwiatki, które tamtymczasem wyrosły, tamtym tymczasem – między odmarznięciem ziemi a wiosennymi roztopami. Pies zaś tymczasem kopie dziurę kreta, chyba zeszłoroczną, bo tymczasem krety nie wykopały jeszcze swoich norek.
Tymczasem mieszkam tu, tymczasem mieszkam tam. Ani tu, ani tam, ani nigdzie. Tymczasem – nie ma takiego miejsca, nie ma takiego czasu. Nie ma mnie w takim razie, ale przecież tymczasem jestem. Zawieszona między tu a tam, między było a będzie. Jest. Tymczasem. Jestem.
Tymczasem się rozglądam. Widzę dom, w którym mieszkam i widzę rzekę, nad którą się wychowałam. Widziałam ludzi, którzy tymczasem odeszli i nie dobiega mnie nawet odgłos ich rozmów. Czy zamek zbudowali Austriacy, czy może „Galicjanie”? Kim byli „Galicjanie”?, pytają się nawzajem. Nie, nie Austriacy, nie Galicjanie – Sasi, zapada tymczasem decyzja, zamek rozbudowali Sasi, a wcześniej królowie polscy. Sasi, królowie polscy, chciałabym im powiedzieć, ale tymczasem już poszli.
Tymczasem wstaję, idę dalej. Wystygła tymczasem moja kawa. Tymczasem rozkrzyczały się rybitwy, zanim jeszcze wstałam, postraszone przez przygodnego biegacza, tymczasem pani zdążyła zebrać kwiatki, które tamtymczasem wyrosły, tamtym tymczasem – między odmarznięciem ziemi a wiosennymi roztopami. Pies zaś tymczasem kopie dziurę kreta, chyba zeszłoroczną, bo tymczasem krety nie wykopały jeszcze swoich norek.
Tymczasem mieszkam tu, tymczasem mieszkam tam. Ani tu, ani tam, ani nigdzie. Tymczasem – nie ma takiego miejsca, nie ma takiego czasu. Nie ma mnie w takim razie, ale przecież tymczasem jestem. Zawieszona między tu a tam, między było a będzie. Jest. Tymczasem. Jestem.