– To dla męża – starsza pani postawiła na taśmie cztery olbrzymie znicze – a to dla mnie – ciągnęła, uśmiechając się i wykładając obok zakupy: mały kawałek podrobionego sera żółtego i bułkę.
Kasjerka skasowała znicze, a klientka zerknęła na cenę: ponad dziewięćdziesiąt zł.
– Sporo – skwitowała zmęczona kasjerka, od tygodnia przesuwająca nad czytnikiem ludzkie wspomnienia wtopione w plastikowe pojemniki – ale jeśli ser i bułka są za więcej niż – policzyła w myśli – osiem złotych, to dostanie pani w prezencie od sklepu wygodną torbę na znicze.
Starsza pani zastanowiła się.
– Przepraszam najuprzejmiej, ale może pani odliczyć jeden z lampionów? Ułożę je w tym roku w trójkąt.
Gdy kasjerka czarowała nad kasą, kolejka szemrała. Wszyscy chcieli sprawdzić, ile w tym roku będzie ich kosztowała pamięć o bliższych i dalszych zmarłych.
– Razem będzie sześćdziesiąt siedem złotych. Z serem i bułką. – oznajmiła, a klientka przesypała w jej ręce skrupulatnie odliczoną końcówkę. Kolejka ruszyła, każdemu się spieszyło na cmentarz, by zdążyć do zmarłych przed najbardziej nielubianymi żyjącymi i podpalić swoje wspomnienie jak najszybciej.
Za ponad sześćdziesiąt złotych starsza pani mogła kupić trzy kilogramy sera żółtego, dwa kilogramy szynki albo iść do przyzwoitej restauracji na obiad z winem. Dzisiaj wypiłam zdrowie żyjących i wzniosłam toast za tych, których już nie ma wśród nas. Jak zaproponowała w innym miejscu mądra osoba, zadbałam o moich bliskich, by żyli jak najdłużej.
Fot. N. Bryl. |