Spała całą noc na tylnym siedzeniu dużego fiata. Przespała chyba tysiąc kilometrów, a może i więcej. Obudziła się sporo po świcie. Przetarła oczy i zobaczyła, że samochód sunie przez pustynię.
– Sahara? Naprawdę Sahara? – zapytała. Dziadek potwierdził, kiwając głową.
– Chcę dotknąć piasku – mruknęła, a że uparła się, to dziadek w końcu zaparkował samochód na skraju szosy. Skraju, którego nie było właściwie widać, bo piasek wsypywał się na beton. Otworzyła drzwi samochodu, opuściła nogi w plastikowych sandałkach.
– Już? Możemy jechać dalej? – dopytywał dziadek zza kierownicy. Pokręciła przecząco głową, włosy niedbale spięte gumką rozsypały się i zasłoniły oczy. Do tego rozespane ręce długo nie chciały rozpiąć klamerki sandałów. Dziadek lekko zatrąbił. Pospieszyła się, uff, klamerka się odpięła. Opuściła ponownie nogi na piasek i syknęła z bólu.
– Parzy. Piasek pustyni parzy.
– A co ty sobie wyobrażałaś?
Sama nie wie, co sobie wyobrażała, ale dobrze pamięta, że marzyła o tym, by dotkąć piasku pustyni bosymi stopami i to jej marzenie się spełniło.
Spełniajcie marzenia, nawet jeśli będą was parzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz