Ziewam. Cisza. Chyba wszyscy śpią. Nawet przechodnie, zbiegiem okoliczności idący moją ulicą, gdy zasypiam, gdy naprawdę zasypiam, schowali się.
Moja bezsenność znowu się obudziła. Oprzytomniło ją skończenie zadania tak samo, jak zwykle usypiała ją praca.
Pierwsza strona - ziew, druga - zieew, trzeciej zazwyczaj towarzyszyło chrapanie.
Ziewam, lecz nic z tego ziewania nie przyjdzie dzisiaj. Mogę równie dobrze liczyć ziewy i dojść do setki. Czwarty ziew. O 6.30 pobudka, gimnastyka. Ziew piąty. O 7.00 kawa.
To już za moment. Tymczasem moja bezsenność leży obok mnie, jak niechciana kochanka. Usiłuje na siebie zwrócić uwagę. Ziew piętnasty i szesnasty.
Dwudziesty ziew. Odkładam komórkę. Lekarz radził. Ten sam, który na mobbing polecał pić melisę. Ziewam, po melisie szczególnie.
Dobranoc. Ziew sześćdziesiąty siódmy.
Moja bezsenność znowu się obudziła. Oprzytomniło ją skończenie zadania tak samo, jak zwykle usypiała ją praca.
Pierwsza strona - ziew, druga - zieew, trzeciej zazwyczaj towarzyszyło chrapanie.
Ziewam, lecz nic z tego ziewania nie przyjdzie dzisiaj. Mogę równie dobrze liczyć ziewy i dojść do setki. Czwarty ziew. O 6.30 pobudka, gimnastyka. Ziew piąty. O 7.00 kawa.
To już za moment. Tymczasem moja bezsenność leży obok mnie, jak niechciana kochanka. Usiłuje na siebie zwrócić uwagę. Ziew piętnasty i szesnasty.
Dwudziesty ziew. Odkładam komórkę. Lekarz radził. Ten sam, który na mobbing polecał pić melisę. Ziewam, po melisie szczególnie.
Dobranoc. Ziew sześćdziesiąty siódmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz