Jechałam dziś przez wymarłe miasto. Kompletna pustka, pojedyncze samochody mknące przez deszcz, by zdążyć pierwszych piętnaście minut zobaczyć.
Taką samą historię już mi kiedyś opowiadano. Finał mistrzostw świata w piłce nożnej z 1954 roku. Cud z Berna, gdy RFN pokonało Węgry. Niemcy zamarły i tylko Ari wyszedł ze swoją ukochaną na randkę. Kolonia była pusta; mieszkańcy gromadzili się przy radioodbiornikach i nielicznych telewizorach. Zakochani mieli całe miasto dla siebie.
Dla mnie dziś była cała droga, ostatnie czterdzieści kilometrów do Krakowa na A4, ze wschodu.
Taką samą historię już mi kiedyś opowiadano. Finał mistrzostw świata w piłce nożnej z 1954 roku. Cud z Berna, gdy RFN pokonało Węgry. Niemcy zamarły i tylko Ari wyszedł ze swoją ukochaną na randkę. Kolonia była pusta; mieszkańcy gromadzili się przy radioodbiornikach i nielicznych telewizorach. Zakochani mieli całe miasto dla siebie.
Dla mnie dziś była cała droga, ostatnie czterdzieści kilometrów do Krakowa na A4, ze wschodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz